“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Kamil Kijanka: Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po przeczytaniu „Futbonomii”?
Andrzej Gomołysek: Pierwszy raz „Futbonomię” czytałem jeszcze w wersji angielskiej kilka lat temu. Na rynku nie było jeszcze wtedy żadnych książek, które sprowadzałyby to, co się dzieje w piłce, do liczb. Choć pamiętam, że byłem nieco rozczarowany, bo szukałem przede wszystkim danych dotyczących zdarzeń boiskowych, o czym jest tylko część książki. Jednak całość bardzo mocno mnie wciągnęła i wskazała wiele zagadnień, nad którymi wcześniej się nie zastanawiałem, bo były one po prostu naturalne.
Czy jest to pozycja wyłącznie dla pasjonatów, statystyków i miłośników cyfr, czy przeciętny kibic piłkarski także znajdzie tam coś dla siebie?
Ta książka jest napisana w sposób, który ma dotrzeć właśnie do przeciętnego kibica. Nie ma w niej akademickich wywodów, wszystko jest sprowadzone do poziomu osoby interesującej się piłką, niekoniecznie jej liczbową otoczką. Autorzy starają się wyjaśnić to, co każdy z nas przyjmuje bezrefleksyjnie i zakłada, że to, co się dzieje, jest oczywiste. Tutaj dostajemy odpowiedź, dlaczego tak właśnie jest.
„Futbonomia” obdziera współczesny futbol z wielu tajemnic. Jak chociażby fakt związany z coraz większym przywiązywaniem wagi do konkursu rzutów karnych. W dalszym ciągu jest to loteria czy jednak bardzo mocno analizowany element gry?
Faktem jest, że dobrze strzelonego karnego bramkarz nie ma szans obronić. Stąd ostatnio znacznie częściej idzie się w stronę doskonalenia strzału, co zostawia mniejsze pole do analizy. Podany zresztą jest w książce przepis na idealny rzut karny. Analiza na pewno odgrywa pewną rolę, jednak myślę, że kilka lat temu była ona nieco istotniejsza. Zamiast starać się oszukać bramkarza, dąży się raczej do tego, by uderzyć na tyle precyzyjnie, żeby nie dać mu możliwości obrony.
„Na rynku nie było jeszcze parę lat temu żadnych książek, które sprowadzałyby to, co dzieje się w piłce nożnej, do liczb”.
Czy należy do wszystkich danych podchodzić poważnie? Kluby z Moskwy i Paryża muszą zdominować Ligę Mistrzów? Wydatki na wynagrodzenia piłkarzy są determinantami sukcesu?
W książce zawarte są generalne trendy, które, jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, powinny znaleźć zastosowanie. Ogólnie pieniądze przyciągają duży futbol, tak samo jak duże ośrodki miejskie. Niewielu piłkarzy miałoby ochotę pracować za mniejsze pieniądze, mogąc gdzie indziej dostać więcej, w niewielu też przypadkach małe ośrodki miejskie zapewniają duże stadiony. Z tego względu kluby z dużych i bogatych miast mają większe szanse na odnoszenie sukcesów. Analogicznie w Polsce dobrą sytuację mają Legia, Śląsk, Lech czy Pogoń. Kluby z dużych miast, w których nie ma realnej konkurencji. Oczywiście to teoretyczne założenie, bo nie wszystko można przewidzieć, jak choćby zawirowania w Śląsku. Nie sposób uznać za modelowe np. to, że koło Łodzi ktoś odkryje bogate złoże diamentów, kupi sobie Widzew, ściągnie tam Neymara i Suareza i wygra Ligę Mistrzów.
Ciekawe są także aspekty psychologiczne uwzględnione w książce. Na przykład istota relokacji zawodników. Gdyby swego czasu Real Madryt lepiej zaopiekował się Samuelem Eto’o (nastoletniego piłkarza nikt nie odebrał z lotniska) to czy ten byłby gwiazdą Królewskich, a nie FC Barcelony? Dlaczego nawet największe kluby nie przykładają odpowiedniej wagi do adaptacji swoich zawodników?
Myślę, że aktualnie na taki błąd już nikt by sobie nie pozwolił. W ciągu ostatnich kilku lat doszło w tym aspekcie do rewolucji, kluby zaczęły stwarzać swoim piłkarzom coraz lepsze warunki. Zwłaszcza dotyczy to właśnie piłki młodzieżowej, w której w wielu przypadkach troszczą się one nie tylko o edukację sportową, ale też ogólną. Jak widać, z własnych pomyłek wyciąga się wnioski.
„Piłka nożna to niezły interes” – to jeden z najczęściej powtarzanych, najbardziej wyświechtanych sloganów we współczesnym futbolu. Fakty są jednak zupełnie inne. Największe kluby – z Realem Madryt, FC Barceloną i Manchesterem United na czele – są zadłużone na ogromne kwoty. Czy mogą one stać się zyskowne?
Celem klubów nie jest to, żeby być zyskownymi. Ostatecznym wyznacznikiem jest tu wynik. Wiadomo, że w grę wchodzą ogromne pieniądze, ale też żaden klub nie zbiera ich po to, żeby tylko napawać się saldem na koncie. Jeśli więc w którymś z zadłużonych klubów pojawiły się jakieś duże pieniądze, prawie na pewno poszłyby one znacznie prędzej w większości na dalsze inwestycje niż na oddłużanie.
„Ostatnio znacznie częściej idzie się w stronę doskonalenia strzału(..). Dąży się raczej do tego, by uderzyć na tyle precyzyjnie, by nie dać bramkarzowi możliwości obrony”.
A Ciebie co najbardziej zaskoczyło w książce Kupersa i Szymańskiego?
Bardzo mocno zaskoczył mnie przy pierwszej lekturze rozkład kwoty transferowej. To, ile dostaje klub, ile piłkarz, a zwłaszcza ile menedżer. Książka otworzyła mi też oczy na to jak drogie bywają „wolne” transfery, jak dużo można stracić, nie spiesząc się z podpisywaniem kontraktów z zawodnikiem. Myślę, że zwłaszcza ta część „transferowa” może być dla wielu czytelników dużą niespodzianką.
Analitycy i statystycy piłkarscy są niezbędni we współczesnym futbolu? David Moyes korzysta z ich pracy na co dzień. W Evertonie gabinety analityków znajdowały się tuż obok pokoju zajmowanego przez tego menedżera. To chyba nieunikniony kierunek dla futbolu?
To jest nieuniknione. W piłce coraz bardziej decydują detale, a analityka pozwala na ich wyłapywanie. Oczywiście jest ona tylko jednym z elementów działalności klubów i nie może być przeceniana. Z drugiej jednak strony ciężko mi wyobrazić sobie klub na wysokim poziomie, który by z niej nie korzystał.
Czy nie ma już miejsca dla charyzmatycznych trenerów, polegających wyłącznie na swojej intuicji?
Są oni jak najbardziej potrzebni, ale nie jako samodzielni, decydujący o wszystkim dyktatorzy, tylko raczej osoby stojące na czele całego sztabu ludzi pracujących na sukces. Piłka stała się zbyt skomplikowana, by jedna osoba była w stanie efektywnie zarządzać całością procesu szkoleniowego. Nacisk może co najwyżej przeniósł się z kierowania tylko piłkarzami na zarządzanie większym i szerszym zespołem. A tu charyzma czy intuicja nadal są przydatne.
A skąd wzięło się Twoje zamiłowanie do piłkarskich analiz, statystyk i taktyki?
Marzeniem z dzieciństwa było zostać dziennikarzem, ale w miarę szybko dotarło do mnie, że się do tego nie nadaję i jeśli chcę zajmować się piłką, muszę znaleźć sobie coś bardziej specjalistycznego. Tak padło na analizy taktyczne, początkowo w formie blogów, potem także i innych mediów, a docelowo aktualnie do klubów.
„Piłka stała się zbyt skomplikowana, by jedna osoba była w stanie efektywnie zarządzać całością procesu szkoleniowego”.
Czy w polskiej piłce jest miejsce dla analityków piłkarskich? Da się z tego wyżyć?
Analityków etatowo w Polsce ma może kilkanaście klubów. Dalsza grupa powierza obowiązki analityka osobom zajmującym się innymi pracami związanymi z piłką. Na pewno nie są to zarobki na miarę najbardziej istotnych ludzi w sztabie, ale liczba osób, które zajmują się tym zawodowo rośnie, choć bardzo powoli.
Jakie predyspozycje powinna mieć osoba, która chciałaby zająć się tym na poważnie? Innymi słowy – jak sprawić, by milion wykresów, schematów i nakreśleń stał się przejrzysty i zrozumiały?
Przede wszystkim umiejętności analityczne – wybranie z dużej liczby danych tego, co jest najbardziej istotne i powiązanie poszczególnych wartości między sobą. Konieczna umiejętność „czytania gry”, gdyż statystyki to zawsze tylko uzupełnienie analizy jakościowej i same z siebie nie mają racji bytu. Niezbędna, choć często pomijana, jest też umiejętność właściwego zaprezentowania wyników swoich obserwacji.
Poznaj najlepsze filmy o piłce nożnej z Magazynem Koncept!