“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
„Koncept”: Jak zaczęła się Twoja przygoda z simracingiem?
Nikodem Wiśniewski: Simracingiem zainteresowałem się w 2011 roku, wtedy Robert Kubica startował w F1, a ja bardzo chciałem zostać kierowcą wyścigowym. Niestety, jak dobrze wiadomo, motorsport to niesamowicie droga dyscyplina, przez co nie miałem szans jej spróbować. Tak zainteresowałem się symulatorami, które za ułamek sumy dają praktycznie wszystko to, co prawdziwe wyścigi. Dołączyłem do ligi, w której ścigałem się online z innymi ludźmi.
Czy możemy mówić o pełnym profesjonalizmie tej dziedziny e-sportu?
Tak, chociaż simracing niedawno wszedł na ten profesjonalny poziom. Jestem zakontraktowanym zawodnikiem, otrzymuję gratyfikacje za swoje wyniki, mam wsparcie zespołu, sponsorów, sprzęt czy organizację wyjazdów na zawody. Codziennie poświęcam czas na treningi i to moja jedyna praca.
E-sport rośnie w siłę i staje się coraz bardziej popularny. Czy sądzisz, że dojdziemy do takiego momentu, w którym zawodnicy komputerowi będą mogli cieszyć się nie tylko większym prestiżem, ale i zapleczem finansowym?
Z pewnością. E-sport traktuję jako dziedzinę zarówno sportu, jak i rozrywki. Sportu dla zawodników, którzy trenują daną dyscyplinę, dbają o formę, mają zobowiązania wobec swoich pracodawców, a rozrywki – dla widzów, ponieważ ludzie coraz chętniej go oglądają zamiast np. zawodów sportowych, seriali czy filmów. Już jesteśmy w miejscu, gdzie czołowi gracze Counter Strika czy LoLa są rozpoznawalni na całym świecie i mają solidne kontrakty. Na ten etap w simracingu jeszcze musimy trochę poczekać.
Czy Ciebie również denerwuje fakt, żewielu ludzi nie widzi większej różnicy międzyrajdem a wyścigiem?
Czy denerwuje? Jeśli ktoś się tym nie interesuje to ma prawo nie znać tej różnicy. To tak jakbym każdego pytał, co to jest spalony: niektórzy wiedzą, niektórzy nie.
Czy symulację wyścigów i jazdę na prawdziwym torze można ze sobą porównać?
Jak najbardziej, to podobne światy, mimo że mają swoje różnice. Jeśli chodzi o samo poznanie toru, punktów hamowania to tutaj jest niemal w 100% identycznie. Zachowanie samochodu – bardzo zbliżone, chociaż warunki atmosferyczne mogą robić mniejsze lub większe różnice. Kierowcy wywodzący się z simracingu mają wyczulenie na nieco inne bodźce – przede wszystkim wzrok i czucie przez kierownicę. W samochodzie wyścigowym wszystko czujemy naszym ciałem, z dużym wyprzedzeniem jesteśmy w stanie zrozumieć, jak zachowa się samochód. Kolejne z różnic to przeciążenia – na symulatorze ich nie ma lub można je sztucznie wygenerować, to jednak zupełnie co innego niż deptanie z siłą ponad 50 kg pedału hamulca i wbijanie klatki piersiowej w pasy bezpieczeństwa.
Zawsze uważałem, że to są podobne, lecz nie identyczne światy. Jeśli jest się na tyle inteligentnym zawodnikiem, aby zrozumieć, co się różni, i dlaczego tak jest, to dużo łatwiej zaadaptować się w jedną jak i w drugą stronę. Wystarczy szukać analogii.
Masz czasem ochotę porzucić symulator i spróbować swoich sił na prawdziwym torze? Wiem, że zdarzyło Ci się jeździć po kilku, i to nie byle jakich…
Kiedyś bardzo, ale to bardzo ciągnęło mnie na tor. Teraz już jestem nieco starszy, simracing bardzo się rozwinął i skupiam się na tej profesjonalnej ścieżce. Oczywiście, jeśli trafi się okazja, to z przyjemnością wskoczę w kombinezon i nieco pojeżdżę, jednak nie traktuje tego jako priorytet. Jeździłem po Yas Marina w Abu Dhabi, czyli torze, na którym odbywa się ostatnia runda w kalendarzu F1. Miło wspominam tamten okres, bo to wyjątkowe wydarzenie, start w GT Academy i europejski finał.
Jak trafiłeś do zespołu Williamsa?
Byłem na zawodach w Niemczech przy okazji Rajdu Niemiec. Nie byłem wtedy zawodnikiem żadnej organizacji, dosyć dobrze mi poszło i pokonałem kierowców Williamsa. Chwilę porozmawialiśmy, akurat wtedy zespół dopiero kontraktował pierwszych kierowców. Kilka dni później dostałem mail z propozycją kontraktu.
Spotkałeś Roberta Kubicę?
Tak, na zaproszenie zespołu byłem na rundzie F1 na Hungaroringu w zeszłym roku. Spotkałem Roberta i wymieniliśmy kilka zdań. Bardzo sympatyczny człowiek.
Jakie było Twoje pierwsze wrażenie, gdy dotarłeś do Grove?
To chyba dosyć śmieszne, ale nigdy nie odwiedziłem siedziby zespołu!
Jak wygląda trening e-sportowej drużyny w tak prestiżowym zespole?
Każdy kierowca raczej trenuje sam, ma swój harmonogram, plan dnia, inne zobowiązania. Ja w zasadzie dużo czasu spędzam z Kubą Brzezińskim – kumplujemy się już wiele lat i dużo wspólnych wyścigów mamy już za sobą. Jesteśmy team-matami w Williamsie i na pewno każdego z nas taki wspólny trening rozwija.
Kiedyś pokonałem kierowców Williamsa. Chwilę porozmawialiśmy, akurat wtedy zespół dopiero kontraktował pierwszych kierowców. Kilka dni później dostałem mail z propozycją kontraktu.
Przed wywiadem wspominałeś, że na co dzień mieszkasz we Wrocławiu. Jak godzisz wyjazdy na różnego rodzaju imprezy, wyścigi, treningi? Często bywasz w Wielkiej Brytanii? Jak to dokładnie wygląda?
Jestem uzależniony od harmonogramów zawodów. Czasami zdarza się tak, że co weekend gdzieś lecę na zawody, czasami jest dłuższa przerwa lub zawody online – wtedy jestem na miejscu.
Pytam, bo zakładam, że jako zawodnik Williamsa trenować musisz regularnie. Czy w Polsce jest to możliwe na optymalnym poziomie?
Tak, w simracingu nie ma znaczenia, gdzie przebywasz. Wystarczy że masz sprzęt, Internet i trochę spokoju w domu. Trenuję około 2-3 godziny dziennie, jeśli zbliżają się ważne zawody, to nieco więcej.
Warto wspomnieć, że to nie jest tak, że im więcej będę trenował, tym będę lepszy. Na najwyższym poziomie decydują ułamki sekund, zależne głównie od twojego skupienia. Jeśli umiesz się skoncentrować i wytrzymać presję, to wystarczą regularne, mądre treningi po 2-3 godziny dziennie. Nie da się utrzymać koncentracji przez dłuższy czas i takie przedłużone treningi nie będą przynosić rezultatów.
Wicemistrzostwo świata w simracingu to wielka sprawa…
Tak, fajna sytuacja – byliśmy na zawodach w Malezji, połączyliśmy to ze zwiedzaniem pięknych miejsc. To fajna część e-sportu, że za darmo można zwiedzić trochę świata, a po zawodach przywieźć jeszcze trochę pieniędzy. Zostałem wicemistrzem Świata serii WTCR Esports, a Kuba Brzeziński mistrzem. Polski duet na podium to świetna sprawa, zwłaszcza gdy razem spędziliśmy wiele godzin na treningach. Niecałe 2 tygodnie temu z ekipą Rebellion Williams Esports wygraliśmy największy wyścig simracingowy w historii organizowany przez oficjalną organizację ACO oraz WEC – Virtual 24h Le Mans. Z powodu pandemii nie odbył się legendarny wyścig 24h Le Mans, za to został zorganizowany jego wirtualny odpowiednik. Na starcie można było zobaczyć chociażby Fernanda Alonso, Rubensa Barichello, Landa Norrisa, Maxa Verstappena czy Charlesa Leclerca. Transmisję obejrzało prawie 63 miliony widzów, a co najważniejsze, wpisaliśmy się w karty historii jako pierwsi zwycięzcy.
Czy jest szansa, że zobaczymy Cię na prawdziwym torze i przerzucisz się z e-sportu na wyścigi w realu? W teorii, jak pokazało kilku uzdolnionych kierowców, jest to możliwe…
Szansa zawsze jest, ale nie skupiam się na tym. Chciałbym, aby simracing nie był furtką do prawdziwych wyścigów a odrębną dyscypliną. Zawsze porównuję innych e-sportowców do sportowców – czy mistrz świata w Fifę chciałby zostać piłkarzem lub zawodnik CS-a żołnierzem? Wiem, że simracing ćwiczy te umiejętności, które są potrzebne na realnym torze, jednak fajnie byłoby, jakby ludzie zaczęli doceniać twoje sukcesy już w samym simracingu, nie myśląc, że to tylko przystanek w drodze do prawdziwych wyścigów.
Jakie są wyścigowe plany Nikodema Wiśniewskiego w najbliższym czasie?
Tego niestety nie wiem, dlatego że w najbliższym czasie nie mam potwierdzonych eventów, po prostu nie znam jeszcze konkretnych dat. Na pewno czekają mnie zawody pod szyldem ADAC GT Masters Esports oraz Le Mans Esports. A wszystkie inne pojawiają się raczej z niedużym wyprzedzeniem. O wszystkim informuję na swoich kanałach w mediach społecznościowych, na które zapraszam!