poprzedni artykułnastępny artykuł

Esport to nie sport!!1

KOMU PRZESZKADZA ESPORT*?

Pewnie część z Was już podjęła wewnętrzną walkę ze sobą, zastanawiając się, dlaczego ten tekst znajduje się w kategorii sport, skoro zapewne będzie opowiadać o nastolatkach, dwudziestolatkach, a nawet trzydziestolatkach zarabiających setki tysięcy dolarów, nie rzadko miesięcznie, grając kompetetywnie w gry komputerowe i, co najważniejsze, dobrze się przy tym bawiąc. Ale komu to przeszkadza? Komu ma przeszkadzać to, że ktoś spędza swój wolny czas na konsumpcji rozrywki, która przy dobrych wiatrach kiedyś może przerodzić się w zawód, a w najgorszym przypadku pozostanie niegroźnym hobby dzielonym z przyjaciółmi, zdobywaniem kolejnych killi w LoL-u i rozmawianiem na discordzie o tym, kto w szkole czy pracy dziś nas wkurzył? Działa to dokładnie na tej samej zasadzie, jak robi się to w przypadku gry w piłkę na boisku czy rzucaniu kulą w kręgle, przy okazji popijając piwo.

POŚWIĘCENIE

Zaczynając analizę zjawiska, nie powinno patrzeć się z wierzchołka góry, bo przecież ze szczytu Mount Everestu trudno zobaczyć dół, za to z dołu łatwo zobaczyć szczyt. Dlaczego ludzie zaczynają grać w gry? To proste, bo ich to „jara”, lubią to, dostrzegają rywalizację. Grając więcej, zauważa się też progres, efekty, a to dodatkowo napędza, sprawia, że chce się być coraz lepszym. Ponadto poznaje się ludzi, którzy często stają się przyjaciółmi, a tych z reala wciąga się w grę, współdzieląc rozrywkę. Zamiast na piwo, bilard czy kręgle gracze umawiają się na mecz w League of Legends lub rozgrywkę w Counter-Strike’u; ale często też nie rezygnują z tych pierwszych, po prostu poszerzają gamę sposobów spędzania czasu. Zdarza się, że są na tyle dobrzy w tym LoL-u czy CS-ie, że ktoś ich dostrzega, pyta, czy chcą dołączyć do drużyny, rywalizować w turniejach. Jeśli to czują, są wytrwali, potrafią trenować kilkanaście lat i poświęcać cząstkę siebie, to zostają esportowcami. Czym różni się to poświęcenie od poświęcenia młodego piłkarza, koszykarza czy lekkoatlety?

A BELKI WE WŁASNYM OKU…

Część uzna to za pytanie retoryczne i z szelmowskim uśmieszkiem pomyśli, że autor jest niespełna rozumu i młodzieżowe słowo 2017 roku, którego użył na początku, idealnie pasuje do niego samego. Zapewne odpowie: tym, że ci inni wylewają pot na boisku czy sali treningowej, a esportowiec siedzi przy komputerze, je chipsy, pije colę i gra. Teraz czas na rachunek sumienia. Drogi czytelniku, ile czasu spędzasz przy komputerze, telewizorze, telefonie? Pozwolę sobie odpowiedzieć za Ciebie. Bez przerwy. Najpierw 8 godzin w pracy lub na studiach, później odpalając serial na Netflixie. W międzyczasie non stop opisujesz swoje barwne życie na którymś z portali społecznościowych, przy okazji zamawiając kolejną pizzę. Każdy z nas korzysta z elektroniki, je niezdrowo, nawet sportowcy po wykonanych ćwiczeniach. Nie możemy jednak zapominać, że esportowcy oprócz treningu spędzonego przy komputerze wdrażają również ten fizyczny, dostosowują dietę, żyją zdrowo, bo wiedzą, że to wszystko ma wpływ na zachowanie przy komputerze, i bez tego nie mają szans na bycie najlepszymi – a przecież na tym im zależy.

ESPORT TO NIE POMIDORÓWKA, NIE KAŻDY MA GO LUBIĆ

Esport i sport to nie to samo, identycznie jak jabłko i banan są różne, jednak nadal pozostają owocami. To też nie zupa pomidorowa, aby każdy ją lubił. Nikt nie chce stawiać znaku równości między tymi dziedzinami, jednak może warto się zastanowić, zanim następnym razem napisze się: „esport to nie sport, co to za praca… klikanie w komputer”. Tak samo esportowcy, jak i sportowcy wkładają w swoje poczynania całe serce, żyją emocjami dostarczanymi z rywalizacji, walczą o trofea, robiąc to na różne sposoby: jedni biegając za piłką, drudzy rzucając tyczką, a trzeci niszcząc nexus rywala. Każdy ma prawo zarobić swój pierwszy i kolejny milion, spędzić wieczór, jak chce, dopóki nie robi tym nikomu krzywdy, a tutaj w żadnym wypadku tak nie jest. Notabene wręcz przeciwnie, esportowcy dostarczają fanom niezliczoną dawkę emocji.



* Redakcja zastosowała się do próśb autora i wyraz „e-sport” zapisała w wariancie bez łącznika. Autor swój wymóg uzasadnia tradycją zapisu w branży. Tego typu różnice zdań zainspirowały nas do opublikowania artykułu w grudniowym wydaniu, gdzie podejmiemy temat zapożyczeń i rozbieżności w ich zapisie.

Artykuły z tej samej kategorii

W rytmie energicznej Samby – czyli kilka słów o brazylijskiej kulturze

Jak żyje się w Brazylii? 🇧🇷 Jakie tajemnice skrywa pełne kontrastów największe miasto Ameryki Łacińskiej São Paulo? Jak miłość...

Blisko i daleko

Czym Teneryfa zachwyca turystów? 🌴✈️ Co możesz zobaczyć, jakie miejsca odwiedzić na tej jednej z największych hiszpańskich wysp? Sprawdź...

Norwegia na studencką kieszeń

Czy 3-tygodniowa podróż do Norwegii może być tania? Przeczytaj artykuł i dowiedz się, jak za niewielki budżet przeżyć niezapomnianą...