poprzedni artykułnastępny artykuł

Czy moja uczelnia przygotowuje mnie do podjęcia pracy?

Olga Groszek


Oto wielki dzień – pierwsze logowanie do systemu USOS. Siadam przed ekranem komputera i co jakiś czas zerkam z przerażeniem na moje świadectwo maturalne. Cóż, prawdopodobnie nie dostanę się na mój wymarzony kierunek, ale właściwie to co mi szkodzi postudiować przez rok coś innego i poprawić maturę?

 

         Nie mogę uwierzyć, że mija już prawie trzy lata od czasu kiedy miałam przed sobą takie dylematy. Jaki kierunek ostatecznie wybrałam? W czasie rejestracji przypomniałam sobie rozmowę, którą odbyłam podczas Dnia Otwartego UW. Poznałam wtedy studentkę filologii węgierskiej, której opowieść na temat studiów hungarystycznych można by streścić w kilku słowach: „na tych studiach absolutnie każdy ma możliwość wyjazdu na zagraniczne stypendia, a tak w ogóle to na Węgrzech jest dobre wino". Nie można chyba lepiej zareklamować swojego kierunku! Powiedziałam więc sobie: YOLO (czyt. carpe diem) i pomimo licznych protestów (głównie moich dziadków) zdecydowałam się na naukę najtrudniejszego języka na świecie. Całkowicie zakochałam się w tym specyficznie brzmiącym języku, a nauka na temat literatury, kultury i historii kraju bratanków stała się moją pasją.

 

         Wracam jednak do tematu, czyli do próby rozstrzygnięcia, czy moja uczelnia przygotowuje mnie do podjęcia pracy (w moim przypadku) tłumacza. W tym miejscu stawiam sobie pytania: jakie umiejętności są w tym zawodzie niezbędne, a przede wszystkim w jaki sposób to, czego nauczę się na studiach może pomóc mi w odnalezieniu się na rynku pracy?

 

         To, co oferuje mi mój kierunek można by podzielić na dwie kategorie. Do pierwszej z nich należą oczywiście obowiązkowe zajęcia, bez zaliczenia których po prostu nie da się „iść dalej". Przedmioty kierunkowe na mojej specjalizacji dobrane zostały w taki sposób żeby studenci, oprócz niezbędnej wiedzy teoretycznej (kłaniają się tutaj przedmioty takie jak: „Historia Węgier", „Historia literatury węgierskiej", „Podstawy ugrofinistyki" i jeszcze kilka innych strasznie brzmiących nazw) nabierali także wiedzy praktycznej. Praktyka to właśnie słowo klucz. Nie bez przyczyny już na początku pierwszego roku student po otrzymaniu planu zajęć dowiaduje się, że w tygodniu czeka go aż dziewięć godzin „Praktycznej nauki języka węgierskiego". Przedmioty takie, jak „Translatorium" również mają służyć doskonaleniu tzw. „życiowych" umiejętności. Nie wspominając już nawet o tym, że absolwent Hungarystyki potrafi płynnie posługiwać się językiem angielskim, kolejnym wybranym przez siebie językiem, węgierskim i jeszcze jednym językiem – tym razem ugrofińskim (fiński lub estoński). Taka ilość języków w CV otwiera wiele furtek i na pewno jest to znaczący element „przygotowujący mnie do podjęcia pracy".

 

         Drugą kategorię określiłabym mianem „nieobowiązkowej". Katedra ze szczególnym zaangażowaniem wspiera wszelkie inicjatywy studenckie. Nadmienię tu chociażby reaktywację czasopisma „Magyazyn", spotkania w Instytucie Kultury Węgierskiej w Warszawie oraz w podobnej instytucji w Budapeszcie (zorganizowane przez studentów), zaplanowanie Wycieczki Śladami Węgrów po Polsce… Możliwości rozwoju są nieograniczone, a „sky is the limit". Szczególnie jeśli w grę wchodzą też wyjazdy zagraniczne. Pół roku, dziesięć miesięcy na Węgrzech, w Finlandii, Estonii, a może we Florencji? Nie żebym się chwaliła, ale spędziłam miesiąc w kraju bratanków na intensywnym kursie węgierskiego, ucząc się węgierskich tańców, jedząc gulasz i… nie zapłaciłam za to ani jednego forinta.

 

         Mogłabym pisać jeszcze wiele na temat organizowanych w naszej katedrze warsztatów, konferencji, spotkań z tłumaczami – każde takie wydarzenie poszerza przecież nasze horyzonty. Mogłabym wspomnieć także na temat ofert pracy, które lądują w naszych skrzynkach e-mailowych kilka razy w tygodniu, a które to przesyłają nam „władze" naszej katedry. Zdaję sobie jednak sprawę, że ten tekst to tylko peany na temat mojej uczelni. Ale co ja poradzę na to, że przypadek sprawił, że studiuję najlepszy kierunek na świecie?

Artykuły z tej samej kategorii

Pokolenie płatków śniegu na rynku pracy

Każde pokolenie ma własny czas i taki niewątpliwie nadchodzi dla generacji Z, czyli osób urodzonych pod koniec lat 90. poprzedniego wieku i po 2000...

Jak pandemia zmieniła rynek pracy?

Do wielu zmian i przewartościowań na rynku pracy przyczyniła się pandemia koronawirusa. Sporo branż przeszło znaczne transformacje, niektóre dostrzegły rozwój, a jeszcze inne...

Masz już parę lat, czujesz, w co się gra. Pokolenie Z na rynku pracy

Następnym pokoleniem młodych Polaków, który właśnie wchodzi na rynek pracy, to osoby urodzone między 1998 a 2010 rokiem. To pokolenie charakteryzuje się bardzo wysoką...