Pokolenie płatków śniegu na rynku pracy
Każde pokolenie ma własny czas i taki niewątpliwie nadchodzi dla generacji Z, czyli osób urodzonych pod koniec lat 90. poprzedniego wieku i po 2000...
Marcin Malec
8:00. Wchodzę do Auli I i zajmuję miejsce w drugim rzędzie. Widzę swoich wszystkich znajomych, którzy włączyli już komputery i są gotowi do zajęć. Wstyd mi, że wbiegam na ostatnią chwilę, dosłownie jakbym wpadał do jakiegoś pubu, a nie na wykład z digital marketingu.
Nowoczesne rzutniki są gotowe do pracy, a multimedialna tablica powoli zapełnia się planem dzisiejszych zajęć. Profesor Kowalski jest, jak zawsze, elegancki i szykowny. Stalowy garnitur i śnieżnobiała koszula podkreślają konsultingową przeszłość wykładowcy. Obecnie jest CEO największej agencji reklamowej w Polsce, a po godzinach dzieli się z nami swoją pasją. Na dzisiejszych zajęciach będziemy pracować na przykładzie sprzed tygodnia. Trochę mnie ta informacja zirytowała, bo zawsze pracujemy na case’ach sprzed maksymalnie kilku dni, ale raz na jakiś czas można poszaleć. Firma produkująca wódkę poległa całkowicie. Komunikat, który wydała ta firma na jednym z portali społecznościowych, można porównać do nietrafienia w pustą bramkę z pięciu metrów w ostatniej minucie finałowego meczu Ligi Mistrzów, przy wyniku 0:0. Udzielam się w dyskusji, proponuję rozwiązania wyjścia z tej kryzysowej sytuacji. Niestety muszę ostro walczyć o atencję wykładowcy, ponieważ każdy wyrywa się do odpowiedzi. Tak się zaangażowałem w ten wykład, że nie usłyszałem coraz głośniejszego wołania…
BRUTALNA POBUDKA
„Marcin! Marcin, wstawaj! No, obudź się wreszcie! Wykład już się skończył, a ty chrapiesz jak stary Ursus. Mamy zadany do opracowania przypadek firmy z lat 90., która zastanawia się nad wprowadzeniem do swojej firmy komputerów. Niestety Kowal starł już tablicę, na której były namiary na tę książkę – już od dawna nie jest wydawana. A, zapomniałabym. Następnym razem pamiętaj o poduszce, bo te przedwojenne ławki z twojej twarzy zrobiły pobojowisko”. Tak naprawdę ten artykuł mógłbym zakończyć na powyższej historii. Dalsze drążenie tego tematu tylko pogrąży dzisiejszy system edukacji. Argumentów na „nie” jest więcej niż bezrobotnych studentów. W takim razie dla dobra społeczeństwa wcielę się w rekrutera i wyłowię te najbardziej smakowite kąski z całej masy szamba i niejasności. Jak pracowanie na modelach z 1998 roku ma mnie przygotować do pracy w roku 2016? Ja wiem, że czas to pieniądz i wykładowca woli obejrzeć mecz z sąsiadem niż przygotować się porządnie do zajęć. Łatwo jest przez dziesięć lat jechać na tym samym, przestarzałym i zardzewiałym wózku. Jest to wózek, któremu na imię „nikomu niepotrzebna teoria”. Pokonałem już w nim setki kilometrów i nabawiłem się przez to bólu kręgosłupa. Czas chyba przesiąść się do Pendolino i porządnie przygotować studentów do przyszłej pracy.
MISTRZOWIE TEORII
Jak wkuwanie do egzaminu ma mnie przygotować do pracy? Dlaczego zaliczeniem przedmiotu nie może być praca grupowa, która opiera się na konkretnym problemie konkretnej firmy? Dlaczego student nie może poznanej na wykładzie teorii zastosować do rozwiązania prawdziwego problemu? Obecnie największym problemem studenta, z którym musi się zmierzyć podczas egzaminu, jest odpowiedź na pytanie, jak skutecznie schować telefon, aby wykładowca się nie zorientował. Jak osoba, która nigdy na własnej skórze nie doświadczyła tego, czym jest biznes, ma mnie przygotować do pracy? Uwielbiam rozwiązania, które na papierze są w stanie uratować największego bankruta. Wykładowca chełpi się swoimi osiągnięciami naukowymi, a kiedy zostanie zapytany o przypadek firmy X, mówi, że pierwsze słyszy i wraca do przykładu, który wałkuje z naiwnymi studentami od dwunastu lat. Sami widzicie, że jest to temat bardziej pojemny i skomplikowany niż damska torebka. Niektórzy pewnie pomyślą – łatwo jest narzekać. Niestety was rozczaruję, bo należę do grona tych, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i od pierwszego roku studiów pracują.
I z pełnym przekonaniem stwierdzam, że to nie jest zasługa uczelni.