poprzedni artykułnastępny artykuł

Czas piratów

Plagiatorstwo naukowe i dziennikarskie przypomina często świat przyrody, gdzie duży drapieżnik zjada małe zwierzę. W świecie piractwa komputerowego jest odwrotnie. Nie ma dnia, by system Antyplagiat zainstalowany na 160 polskich uczelniach nie znalazł pracy, która tylko udaje autorskie dzieło studenta lub naukowca, a w rzeczywistości jest efektem użycia trzech komputerowych klawiszy: Ctrl, C i V. Przyzwolenie na „ściąganie” to w Polsce problem, na temat którego dyskutuje się od niedawna. Zdaniem niektórych zaczyna się na poziomie klasówek i egzaminów wstępnych, a prowadzi do tego, że środowiska naukowe przymykają oczy na plagiaty w pracach habilitacyjnych. A samo plagiatorstwo przenosi się do innych branż. Standardem w niektórych mediach ogólnopolskich jest tzw. zawłaszczanie newsów. To metoda wykorzystująca mechanizmy znane z przyrody, gdzie zazwyczaj większy drapieżnik zjada mniejsze zwierzę. Trzymając się tego modelu, duże media „odkrywają” coś, co przed nimi wyszperał ambitny bloger lub ustalił lokalny dziennikarz. Antyplagiatorzy winą obarczają też internet i cywilizację „piractwa komputerowego”. Ale czy tak jest? Internet to w plagiatowej zarazie miecz obosieczny. Właśnie dzięki archiwalnym zasobom naukowym w sieci, tytuł doktora straciła Annette Schavan, minister oświaty w niemieckim rządzie. Na początku roku jej plagiat ujawniła grupa internautów, która pracę doktorską Schavan prześwietlała kilka miesięcy. Zupełnie innym problemem jest kwestia kopiowania w kulturze – mówiąc inaczej, problem internetowego „ściągania” darmowych treści. Obecne przepisy nijak nie przystają do rzeczywistości, a czasy wymagają zmiany myślenia i nowej definicji plagiatu i oryginału, a także tego, jak jeden i drugi może być wykorzystywany. W latach 80. producenci muzyki pozywali do sądu producentów sprzętu grającego za sprzedawanie dwukasetowych magnetofonów z funkcjami ułatwiającymi przegrywanie. Pewnie wtedy, nawet w najczarniejszych snach, nie przewidywali oni, że za parę lat z własnego domu będzie można mieć dostęp do prawie całej dyskografii i filmoteki świata. Gdyby teraz poważnie wziąć się za tak zwanych „piratów” nie starczyłoby sędziów, policji i więzień, żeby prawo egzekwować. Co trzeci Polak korzysta z „darmowych” wytworów kultury w internecie. Gdyby ująć rzecz w slogany, to po jednej stronie mamy „pazerne koncerny”, które nie chcą się podzielić wytwarzanymi przez siebie w nadmiarze dobrami i sprzedają je po zawyżonych cenach, a po drugiej „piratów”, którzy zawartość kradną i rozpowszechniają, jednak głównie nie zarabiając na tym. Pomiędzy nimi stoi szara strefa dostawców zawartości, którzy zarabiają na ruchu w necie niezależnie czy jest on legalny, czy nie legalny – głównie na reklamach lub płatnych kontach przyspieszających transfer. Sprawa jest trudna, bo kultura od zawsze żywiła się sobą. Dlatego dziś istnieją dwa rodzaje zagrożeń. Z jednej strony kompletna anarchia, zniechęcająca twórców i obniżająca jakość kultury. Z drugiej strony uzyskanie tego samego efektu przez zamknięcie dźwięków, obrazów, słów, projektów przemysłowych i kreacji ze świata mody w świecie patentów, zakazów i płatnych licencji. Jak tego uniknąć?

Artykuły z tej samej kategorii

Sieć znajomych, znajomi w sieci

Media społecznościowe osiągnęły taką popularność, że powstał żart, że jeśli nie ma cię na Facebooku, Instagramie, Twitterze lub innym medium to tak, jakby nie było cię...

Nie musi być idealnie

Różne mogą być przyczyny problemów w sprawnym zarządzaniu swoimi zadaniami i skutecznym zapanowaniu nad swoim kalendarzem. U jednych może to być lenistwo, u innych pożeracze...

Kanapka z salami i serem szwajcarskim

Czyli jak zrobić coś wielkiego. Znasz to uczucie, kiedy planujesz zrealizować duże zadanie? Poświęcasz wiele chwil rozmyślaniu nad tym i uświadamiasz sobie,...