“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Łukasz Smogorowski
Bhratang, mała wioska na szlaku wokół Annapurny, niemal pół kilometra wyżej niż Rysy. Kilku Nepalczyków odbija krążki na prostokątnym stole. Pomyślałem: lokalna odmiana cymbergaja, niesamowite! Jak tu dotarł? Kiedy się zadomowił? W głowie od razu zaczął układać mi się tekst o rodzimym cymbergaju i jego podróży w świat. Czy wyruszył z Polski? Przywieźli go emigranci czy podróżnicy? To dopiero inspiracja! Nie minęło jednak pół minuty i zorientowałem się, że… coś w tej grze nie gra. Moja inspiracja nie jest tym, za co się podaje. Nie jest cymbergajem.
Chłopcy ze zdjęcia grają w coś, co bardzo przypomina bilard. Zamiast kija – palce, zamiast bil – krążki. Zamiast sześciu – cztery łuzy. Rolę białej bili pełni striker, jest też krążek-królowa w roli czarnej bili. Tego jednak dowiedziałem się już w Katmandu. Ozyt Chhetri, właściciel hostelu Sparkling Turtle zdradził mi, że carrom – bo tak się nazywa ta gra – jest bardzo popularna w innych krajach Azji, szczególnie w Indiach. Tam też blisko 200 lat temu upowszechniła się jej obecna postać. Nazywa się ją również indyjskim bilardem. Nie jest tak stara jak kości znajdowane już w liczących sobie trzy tysiąclecia grobowcach egipskich, ale żeby doszukać się jej początków, trzeba odbyć podróż niemal po całej Azji i cofnąć się o kilka, a może nawet kilkanaście stuleci. W carrom, w różnych wersjach, gra się m.in. w Chinach, Pakistanie, Bangladeszu, na Sri Lance. A także w obu Amerykach i Europie. Podążając dalej jej śladem trafiłem… do Warszawy. W stolicy działa Polskie Stowarzyszenie Carrom (carrom.pl). Pod nosem.
W carrom, w różnych wersjach, gra się m.in. w Chinach, Pakistanie, Bangladeszu, na Sri Lance.
A co się stało z naszym cymbergajem? Otóż grywa się w niego do dziś. Często mylony jest z grą air hockey – ulubioną rozrywką plażowiczów nad Bałtykiem. To jednak zupełnie co innego. Historia cymbergaja sięga mniej więcej sto lat wstecz. Od tamtego czasu niewiele się zmienił: wciąż polega na tym, żeby na miniaturowym boisku wbijać monetą-zawodnikiem monetę-piłkę do bramki przeciwnika, używając do tego grzebienia lub linijki. Grając jeden na jeden lub zespołowo. Boisko proporcjami zbliżone jest do piłkarskiego, ale mierzone w centymetrach. Zasady gry bardzo dokładnie opisał na stronie ksbaszta.pl Janusz Sowa, który przez wiele lat popularyzował cymbergaja, opiekował się cymbergajową sekcją w krakowskim Domu Kultury SM „Nowy Bieżanów”, organizował zawody i sam zdobył pokaźną liczbę trofeów. Wraz z podopiecznymi spędził wiele godzin na rozgrywkach, uznając to za czas wspaniale „stracony”. Podkreślał integracyjny charakter, sportową rywalizację, ćwiczenie refleksu i, po prostu, dobrą zabawę. Podobnie o carrom mówił Ozyt. To samo pewnie powiedzieliby ci, którzy grali w pchełki, dwanaście patyków, obitkę, kapsle i wiele innych.
Co się stało z naszym cymbergajem? Otóż grywa się w niego do dziś.
Cymbergaj rozwijał się w nieco odmiennych formach w różnych krajach, np. na Węgrzech przybrał postać odmiany piłki guzikowej – gombfoci. Cymbergajowa etymologia też jest ciekawa – „Wielki Słownik Wyrazów Obcych” z 2008 r. wiąże ją ze spolszczoną formą dialektowego wyrażenia z jidysz, oznaczającego „do mnie idź”. Wcześniej, w 1995 r. – po analizie opartej również na obcojęzycznych słownikach – językoznawcy z PAN wskazywali na inny źródłosłów: „cymber” ma oznaczać monetę, a „gaj” – wprawianie jej w ruch. W 2015 r. w wywiadzie dla Dziennika.pl Jan Miodek powiedział, że grał w cymbergaja często, ale choć długo szukał odpowiedzi, dalej nie wie… skąd ta nazwa pochodzi. Bądź tu mądry i pisz o cymbergaju…
Szczyt popularności cymbergaja przypadł w Polsce na lata 60. i 70. ubiegłego wieku. Najgorszy okres to koniec lat 80., gdy w obiegu nie było już praktycznie monet; na początku lat 90. banknot stuzłotowy był odpowiednikiem dzisiejszego grosza. Na ratunek przyszła w 1995 r. denominacja. Teraz na ratunek cymbergajowi przychodzi liczne grono graczy-pasjonatów. Może nawet… trafi kiedyś do Nepalu!