“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
„Koncept”: W powieści „Uległość” Michel Houellebecq kreśli wizję Eurabii – opanowania Francji przez islamistów. Zagrożenie islamem dotyczy jednak całej Europy. Czy w przyszłości może się zdarzyć, że na przykład Uniwersytet Jagielloński stanie się uczelnią islamską?
Andrzej Zybertowicz: To jest pytanie troszkę z kapelusza. Badacz każde pytanie umieszcza w określonym kontekście. Zatem przywołuję kontekst cywilizacyjny: jeśli Europa nie przypomni sobie swojej tożsamości chrześcijańskiej, a Polska nadal będzie pod silnym wpływem środowisk o skłonnościach kosmopolitycznych, dla których dechrystianizacja jest jednym z narzędzi władzy, to taka wizja mogłaby stać się realna.
Pytanie to można umieścić w kontekście chociażby narzucania państwom przyjmowania określonych kwot imigrantów z krajów islamskich i zgody na to polskiego rządu.
Tu punktem odniesienia jest pułapka w jakiej znalazły się elity Unii Europejskiej. UE jako przestrzeń wolności wyrosła na glebie chrześcijaństwa. Elity Unii, które, podobnie jak społeczeństwa krajów członkowskich, są beneficjentami tej przestrzeni wolności, od kilku dekad stały się tak zaślepione, że w dokumentach programowych Unii nie chciały przyznać się do chrześcijańskich korzeni. Jakby nie wiedziały, że to cywilizacja chrześcijańska stworzyła naukę, czyli system ciągłej samorefleksji nad własnymi założeniami i weryfikowania nawet tych twierdzeń, które wydają się być dla nas dogodne.
Wielu badaczy boi się podejmowania tematów, które mają konsekwencje polityczne. A przecież życie zbiorowe z natury swej posiada wymiar polityczny. Nie badając tego wymiaru z należytą dociekliwością, nie ułatwiamy społeczeństwu rozumienia mechanizmów własnego rozwoju.
To na kanwie cywilizacji naukowo-technicznej powstała ta wspomniana przestrzeń wolności, z której dzisiaj korzystamy. Istotna część europejskich elit ma silne urazy antyreligijne czy antyklerykalne, nie rozumiejąc, że w obliczu napływu imigrantów z cywilizacji, która jest fundamentalistyczna, odwracanie się od własnych korzeni kulturowych u/czyni nas bezbronnymi. Inaczej mówiąc, to, co było podglebiem Europy (świat wartości chrześcijańskich), jest wypłukiwane przez tych, którzy wprawdzie w tej przestrzeni wolności dobrze się czują, jednak zachowują się tak, jakby podpiłowywali gałąź, na której sami siedzą. To m.in. w reakcji na to niezrozumienie przez elity Unii mechanizmów przemian cywilizacyjnych, wyłania się w samej Europie fala nurtów nacjonalistycznych, które w przyszłości mogą się znaleźć w paradoksalnym sojuszu z fundamentalistami antyeuropejskimi.
Co w takim razie powinniśmy, jako cywilizacja, robić?
Abstrahując już od wizji Houellebecqa, problem polega na znalezieniu strategii równoważenia wartości/tożsamości z elastycznym reagowaniem na wyzwania bieżące, strategii chroniącej nas przed odwrotem od naszego chrześcijańskiego dziedzictwa, zachowującej przestrzeń wolności z jednoczesnym udzieleniem pomocy tym, którzy faktycznie są w potrzebie. Natomiast jako cywilizacja europejska nie dorośliśmy ani ekonomicznie, ani kulturowo do szczodrego dzielenia się z tymi, którzy mają jedynie gorsze od nas warunki życia. Nie powinniśmy mieć nadmiernych złudzeń co do własnej gotowości do poświęceń. Jeśli elity europejskie poza uchodźcami chcą przyjmować też imigrantów, niech dadzą ludowi przykład – niech same opodatkują się na ten cel.
Dużą rolę w kształtowaniu świadomości odgrywać powinna rodzina, Kościół, szkoła, w dalszej kolejności także uczelnia. Czy patrząc na polski uczelnie, do których jako autorytet zaprasza się byłego majora zbrodniczego Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w ogóle możemy mówić o wypełnianiu tej roli przez polskie szkolnictwo wyższe?
Mamy do czynienia z głębszym problemem. Wielu badaczy społecznych tak głęboko (ale zaraz mało refleksyjnie) przyswoiło postulat neutralności badań społecznych, że zatracili nie tylko instynkty narodowe, ale też obywatelskie. Wielu badaczy boi się podejmowania tematów, które mają konsekwencje polityczne. A przecież życie zbiorowe z natury swej posiada wymiar polityczny. Nie badając tego wymiaru z należytą dociekliwością, nie ułatwiamy społeczeństwu rozumienia mechanizmów własnego rozwoju. Kilka lat temu ze współpracownikiem napisałem tekst o tym, że filozofia neutralności badawczej rozumiana w sposób nadmiarowy powstrzymuje badaczy przed podejmowaniem ważnych, ale drażliwych kwestii, czego jednym z efektów jest utrata przez uczelnie wyższe zdolności do pełnienia funkcji wychowawczych. Wielu uczonym: prawnikom, socjologom, historykom, ekonomistom, psychologom wydaje się, że przymiotnik „narodowy” jest zastrzeżony dla narodowców jako konkretnego środowiska politycznego. Naukowcy ci nie rozumieją, że I Rzeczpospolita do czasu rozbiorów była w istocie nowoczesnym narodem, gdzie różne grupy etniczne i religijne czuły się częścią jednej Korony, gdzie ich prawa były, jak na ówczesne standardy cywilizacyjne, w dużej mierze zaspokajane. Wielu badaczy dało się wytresować do reakcji typu pies Pawłowa. Polityczne – złe; nie ruszać tego. Narodowe – nie ruszać tego, chyba, że potępiając. W ten sposób wielu utalentowanych badaczy zrezygnował z jednej z funkcji nauk społecznych, jaką jest refleksja nad założeniami form własnego oraz społecznie rozpowszechnionego myślenia.
Co pana zdaniem należy zrobić, by polskie uczelnie po pierwsze – poprawiły poziom, po drugie – rzeczywiście kształtowały poczucie wspólnoty i obywatelskości, o której pan wspomniał?
Należy wrócić do pomysłu, który premier Jarosław Kaczyński proponował w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości – powołać duży, nowoczesny, zbudowany na surowym korzeniu uniwersytet. Odcięty od złych nawyków – biurokracji, upartyjnienia, przyzwolenia na bylejakość. Uniwersytet, do pracy w którym zaproszeni będą Polacy, którzy osiągnęli sukces za granicą, którzy przyniosą zdrowe wzorce konkurencji intelektualnej. Bez zbudowania takiego elitarnego uniwersytetu, stanowiącego układ odniesienia dla innych uczelni, będącego w stanie nawiązać codzienny kontakt z nauką światową, zarówno w humanistyce, jak i naukach ścisłych i inżynieryjnych, nie uda się uruchomić procesu prawdziwej naprawy szkolnictwa wyższego.