Inflacja – czy wszystko musi drożeć?
Czy inflacja mogłaby kandydować na najpopularniejsze słowo roku? Czy jej przyczyny są gorsze niż skutki? I co dalej możemy...
Chiny wystraszyły inwestorów. To, co się dzieje od ponad miesiąca na rynkach finansowych, po pęknięciu bańki spekulacyjnej na giełdzie w Szanghaju, w powiązaniu ze spadającymi cenami ropy naftowej budzi skojarzenia z początkiem wielkiej recesji z lat 2008-2009.
Spadekek cen ropy naftowej jest bowiem powszechnie uznawany za zapowiedź recesji a standardowe wyjaśnienie obecnego spadku wiąże go ze słabnącym popytem Chin, który może pociągnąć w dół gospodarkę globalną. Na domiar złego ten pesymistyczny scenariusz wydaje się być potwierdzony przez ścisłą korelację między rynkiem ropy naftowej i rynkami akcji, które spadły do poziomów najniższych od 2009 roku nie tylko w Chinach, ale także w Europie i w większości gospodarek wschodzących.
Strukturalne spowolnienie
W mojej opinii nic takiego nam nie grozi. Gdy spojrzymy na Chiny i rynek ropy naftowej z dystansu odkrywającego zależności przyczynowo skutkowe, dostrzeżemy, że Chiny wreszcie zmierzają ku od dawna wyczekiwanej normalności. Tempo wzrostu gospodarczego obniża się w relacji do historycznie wysokich poziomów, ale przyczyny tego spadku leżą w zmianie struktury popytu i wytwarzania, które zmierzają w dobrym kierunku i są typowe dla gospodarek w fazie transformacji. Maleje popyt na surowce a wzrasta na dobra i usługi konsumpcyjne, z których większość jest produkowana w kraju. Gdy popytem zaczyna rządzić konsumpcja, ręczne interwencje w procesy gospodarcze stają się coraz kosztowniejsze, o czym władze Chin miały właśnie okazję się przekonać i pewnie w końcu zostaną zaniechane.
Ceny ropy i wzrost gospodarczy
Przed przystąpieniem do WTO Chiny rosły w średnim tempie 10,8% rocznie i konsumowały 20% przyrostu światowego popytu na ropę naftową (średnia 5-letnia). W latach 2001-2005 tempo wzrostu gospodarczego Chin przyspieszyło do 11,4% (mimo spowolnienia wzrostu w skali globalnej) a udział Chin wzrósł do 25%. W kolejnej pięciolatce, 2006-2010, obejmującej okres wielkiej recesji gospodarka Chin przyspieszyła do 13,5% a jej udział w przyroście globalnego popytu na ropę wzrósł do 2/3 (66%). W reakcji na tak dynamiczny przyrost popytu ze strony Chin, ceny ropy naftowej, które w 2001 roku były na poziomie 24 dolarów za baryłkę (ropy Brent), zaczęły dynamicznie rosnąć, prowadząc w końcu do wzrostu inflacji i wzrostu stóp procentowych a wzrost kosztu kredytu stał się bezpośrednim czynnikiem uruchamiającym kryzys finansowy.
W tym miejscu wróćmy do zależności pomiędzy cenami ropy i recesjami, o której wspominałem na początku. Otóż spadające ceny ropy naftowej nigdy nie przepowiedziały nadchodzącej recesji. Po wszystkich poprzednich okresach, kiedy cena ropy naftowej spadała o połowę następowało przyspieszenie wzrostu gospodarczego na świecie. Natomiast każda globalna recesja w ciągu ostatnich 50 lat została poprzedzona gwałtownym wzrostem cen ropy naftowej.*
U podstaw ujemnej korelacji pomiędzy cenami ropy naftowej a globalnym wzrostem gospodarczym leży potężny mechanizm ekonomiczny. Ponieważ świat spala 34 mld baryłek ropy każdego roku, 10 dolarowy spadek cen ropy przesuwa 340 mld dolarów od producentów ropy naftowej do konsumentów. Tak więc, spadek cen o 60 dolarów od sierpnia ubiegłego roku oszczędzi konsumentom ropy naftowej wydatków na kwotę ponad 2 biliony dolarów, co jest większym zastrzykiem dochodów, niż razem wzięte amerykański i chiński program stymulujący z 2009 roku.
Co dalej z Chinami?
Po kryzysie z lat 2008-2009, spowodowanym przez niekontrolowane dostosowanie globalnych nierównowag, podstawowym zmartwieniem stało się zrównoważenie gospodarki globalnej. W tym celu konsumenci w USA powinni więcej oszczędzać a konsumenci w Chinach więcej wydawać. Obecnie tak właśnie się dzieje, czego konsekwencją jest to, że Chiny spowalniają. Proces ten nie będzie przebiegał gładko, ale zdaniem wielu ekonomistów ryzyko twardego lądowania też jest niewielkie. Przed Chinami wyboista droga do normalności, która w długim horyzoncie oznacza 5-6% tempo wzrostu gospodarczego. Wygląda na to, że fenomen Chin, który dla globalnej gospodarki był mieszanym błogosławieństwem, w przewidywalnej przyszłości już się nie powtórzy. Przyjmuję to jako dobrą wiadomość.