poprzedni artykułnastępny artykuł

Bunt przeciwko analfabetyzmowi

Kiedyś, jako współtwórca krakowskiej Firmy znany był z ostrych społecznych utworów, koncertów w więzieniach i krytyki organów ścigania. Dziś zajmuje się tematami, które chciano wypchnąć z polskiej historii i które wciąż nie mogą znaleźć miejsca w świadomości historycznej Polaków. Jest jednym z organizatorów krakowskich obchodów święta żołnierzy wyklętych na przełomie lutego i marca. Dzięki niemu nauczyciele dowiadują się kim był rotmistrz Pilecki, licealiści uczą się historii, a ich rodzice poznają historię obrony Grodna w 1939 roku przed Sowietami. – Postaci takie jak rotmistrz Pilecki wpływają na mnie w życiu codziennym. Kiedy ktoś chamsko się zachowa, bardziej staram się w nim zobaczyć drugiego człowieka, z jego problemami, frustracjami. Inaczej patrzę na tych, z którymi sie nie zgadzam – mówi  Tadeusz „Tadek” Polkowski, autor albumu „Niewygodna prawda” w rozmowie z Wiktorem Świetlikiem. WIKTOR ŚWIETLIK: Jak to się dzieje, że raper do tej pory znany z ostrych społecznych kawałków nagrywa płytę poświęconą polskiej historii najnowszej – partyzantom, którzy walczyli z komunizmem, dowódcy „Kedywu” generałowi Augustowi „Nilowi” Fieldorfowi, Danucie „Ince” Siedzikównie, bohaterom narodowym straconym przez komunistów, a także pisze utwór o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, jednym z największych herosów drugiej wojny światowej, który celowo dostał się do Auschwitz i ujawnił plan zagłady? TADEUSZ „TADEK” POLKOWSKI: Pod wpływem lektury, wielu lektur, w tym ostatnim przypadku, biografii Pileckiego. Czytałem o nim, o tym jak on podchodził do ojczyzny i ludzi. O jego poświęceniu dla nich ponad wszelkimi podziałami etnicznymi czy narodowościowymi. O jego braku nienawiści wobec wroga i niesamowitym heroizmie. To powinna być lektura obowiązkowa w szkołach. Podobnie grypsy Łukasza „Pługa” Cieplińskiego, komendanta Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” z celi śmierci, choćby ten najbardziej poruszający, do syna. Mam wrażenie, że ich postaci wywierają na mnie wpływ w życiu codziennym. Kiedy ktoś mnie trąci ramieniem, chamsko się zachowa, bardziej staram się w nim zobaczyć drugiego człowieka, z jego problemami, frustracjami. Inaczej patrzę na tych, którzy mnie obrażają albo gruntownie się z nimi nie zgadzam. Tym, którzy się zachwycają twoimi obecnymi historycznymi tekstami wypomina się niekiedy, że Firma kiedyś głosiła hasło JP… Rejestrowane i przedstawiane jako „Jestem Porządny”. Ale interpretowane jako „Jebać Policję”, przeciwko czemu nadmiernie nie protestowaliście… Kiedyś policja pobiła kolegę – facet był przykuty do kaloryfera, a ośmiu policjantów się na nim wyżywało. Takich rzeczy dotyczył nasz sprzeciw. Dotyczył także systemu, w którym gnoi się porządnych ludzi. Znajdujesz nić łączącą tamtą antysystemowość z tym, co robisz obecnie? Moje wartości się nie zmieniły. Jestem wierny sobie. To przede wszystkim antysystemowość, odwołanie się do potrzeby pewnych podstawowych zasad w relacjach między ludźmi – uczciwości, lojalności. W „Jednej prawdzie” rapowaliśmy „JP propaganda przeciwko kurwom, przeciwko pełnym zjebanych głosów urnom, przeciw pseudowolności, pseudodemokracji, przeciw podróbom rzeczy, o które walczyli Polacy”, a „Honor i Ojczyznę” nagrałem w 2004 roku. Jedno i drugie jest kwintesencją hiphopu – sprzeciwu wobec tych rzeczy w otaczającej rzeczywistości, które nam się nie podobają. Spotykasz się z ostracyzmem albo atakami? Reakcje są bardzo różne. Często zmieniają się pod wpływem przesłuchania płyty. Dziennikarka jednej z gazet zrobiła ze mną wywiad o historii. Był dość ostry. Mówiłem jej, że nie wydrukują, ale to porządna, idealistycznie nastawiona dziewczyna, więc odpowiadała, że wydrukują, bo przecież u nich nie ma cenzury, że miała zgodę na wywiad… …no i nauczyła się, że zgoda na wywiad, nie oznacza zgody na jego publikację? – Było ciekawiej. Wywiad początkowo rzeczywiście zablokowano, ale ona w końcu wywalczyła, by wydrukowano tekst o mnie i mojej płycie. Było tam o bohaterach, że spędzam dużo czasu z dzieckiem, że staram się mu przekazać bliskie mi wartości. Redaktor naczelny tej gazety z kolei dostał za pośrednictwem tej dziennikarki moją płytę. Podobno po kilku dniach wpadł do pracy zaaferowany i stwierdził, że słucha płyty w drodze do domu, pracy, puszcza dzieciom. To dobrze, że są tacy ludzie – potrafiący przełamywać swoje uprzedzenia, weryfikować szablony, plotki. „Gazeta Wyborcza” pisała, że ocierasz się o poetykę spotykaną dotychczas tylko w kapelach skinheadzkich. – Takie głupoty to druga strona medalu. Dokładnie była mowa o „niszowych kapelach skinheadzkich”. Nasuwa się pytanie o to, które kapele skinheadzkie są mainstreamowe, a które niszowe (śmiech). To kompletne bzdury, szkoda tego komentować. Tradycja, do której się odwołuję na swojej płycie nie jest faszystowska, a polska, patriotyczna, antytotalitarna. Ale jak ktoś świadomie kłamie i celowo miesza patriotyzm z faszyzmem, to ciężko z tym w ogóle dyskutować. Jeśli opowiadanie o ludziach takich jak rotmistrz Pilecki, który wyniósł światu prawdę o Auschwitz, jest dla redaktora „Gazety Wyborczej” elementem poetyki skinheadzkiej, to raczej ciężko go będzie przekonać. Kiedy zaczyna się ten moment, gdy zaczynasz odkrywać historię, wchodzisz w nurt patriotyczny? W pewnym momencie mojego życia zaczynam czytać i jestem oczarowany polską historią. Co powoduje, że zaczynasz czytać? Przerażenie tym, że nie czytam. Przerażenie własnym wtórnym analfabetyzmem. Jest pozycja rewolucyjna w twoim życiu, przełomowa? Ważny był zbiór esejów Anny Zechenter „KGB gra w szachy” poświęconych spuściźnie i kontynuacji polityki sowieckiej. Potem wchodziłem w to głębiej, także w „twardszą” literaturę naukową, z którą oczywiście musiałem trochę powalczyć, przebijać się przez hermetyczny język. Ale było warto. „Niewygodna prawda” właśnie tak powstała. Czytam. Coś mi siada na mózgu. Powstaje tekst. Jak powstały „Kresy” – moim zdaniem najbardziej poruszający utwór z płyty, poświęcony obronie Grodna przed bolszewikami we wrześniu 1939 roku, także wydarzeniu niespecjalnie dziś pamiętanemu? Między innymi pod wpływem wspomnień nauczycielki z Grodna, aresztowanej przez NKWD czy relacji AK-owców z Grodna. Staram się też spotykać z takimi ludźmi i ich słuchać. Stąd wzięła się choćby historia z „Kresów”, gdzie kobiety odwiązują umierające dziecko od sowieckiego czołgu. Zresztą ten patent z żywymi tarczami z dzieci przywiązanych do czołgów Sowieci stosowali prawdopodobnie częściej. Problem polegał na tym, że artylerzyści walący po tych czołgach z dużej odległości tego nie widzieli i zabijali lub okaleczali niekiedy być może własne dzieci. Wywodzisz się z rodziny o korzeniach solidarnościowych, twój ojciec jest poetą, w latach 80. był znanym opozycyjnym publicystą. To chyba nie było bez znaczenia dla faktu, że sięgnąłeś po te, a nie inne lektury? Na pewno ważne było to, co znajdowałem na półkach w domu. Choćby Józefa Mackiewicza czy Sergiusza Piaseckiego lub wspomnienia kumpli dziadka z AK. Ale równie ważna była w tym przypadku rodzina, którą tworzę. Tak naprawdę przełomem dla mnie były narodziny mojego dziecka. Jeśli chcę mu przekazać pewne wartości, wychować, to muszę coś więcej wiedzieć o pochodzeniu tych wartości. Chcę być dobrym rodzicem, a poza tym, szczerze mówiąc, nie chciałem, żeby dziecko się mnie wstydziło – nieoczytanego, głupiego. Obrażasz statystyczną większość… To prawda, że niestety ponad połowa Polaków nie czyta ani jednej książki rocznie. No więc ja właśnie nie chciałem być już dłużej fragmentem tej statystyki. To przerażające, że duża część otaczających nas ludzi czyta tylko kolorowe broszurki albo nalepki na napojach gazowanych. Takimi ludźmi bardzo łatwo manipulować. Przy utworze „Dla Emigracji” współpracował Bosski Roman z Firmy. A jak Popek, bardzo rozpoznawalna postać z Firmy, przyjął to, że zamiast o policyjnej przemocy, dziewczynach i ulicznych zasadach zacząłeś pisać o historii? Dobrze. To nie jest w końcu zbyt wylewny w chwaleniu człowiek, a wiem, że często opowiada ludziom z dużą dozą szacunku o tej płycie, chociaż sam oczywiście przyznaje, że nie mógłby w tym uczestniczyć, bo nie ma wiedzy na ten temat, to nie jego klimat. I w dawnej Firmie, i dziś w tym co robisz przewija się wątek zakładów odosobnienia, graliście w więzieniach i poprawczakach. W utworze o młodziutkiej „Ince” Siedzikównie, zamordowanej przez komunistów sanitariuszce V Brygady Wileńskiej AK, padają słowa „widzę twoją twarz, gdy mijam zakłady karne”… Generał „Nil” w młodości został przeniesiony karnie do innej szkoły, bo przewodził bandzie kolegów o podejrzanej reputacji. A potem został jednym z największych bohaterów okresu wojennego. Myślę, że po prostu już w gimnazjum wykazał zdolności przywódcze, hart ducha. Po latach przejawiał te same cechy w więziennych karcerach, a także na Syberii, gdzie zapamiętano go z tego, że dzielił się ostatnim papierosem i kromką chleba. Takich ludzi powinno się wyławiać i odpowiednio kształtować, a nie skreślać na wstępie, jak to ma często miejsce dziś. Jeszcze barwniejsze były losy Sergiusza Piaseckiego, który omal nie został stracony za napad na pociąg, spędził lata w więzieniu, gdzie stał się wybitnym pisarzem, a w czasie wojny zapisał bohaterską kartę kierując między innymi egzekucjami zdrajców. Ale czy ludzie łapią dlaczego hiphopowiec, który gra w więzieniach, dziś interpretuje Baczyńskiego i wchodzi w skład komitetów organizujących obchody? Rozmawiałem kiedyś ze świętej pamięci Jerzym Scheurem, prezesem Fundacji „Polska się Upomni”. Chciałem do końca się przedstawić, że jestem twórcą hiphopowym postrzeganym tak, a nie inaczej. A on powiedział, żeby się nie przejmować. Że patriotyzm nie jest zarezerwowany dla jakiś poszczególnych grup społecznych. W końcu jeśli taka płyta ma trafić do zakładu dla nieletnich, ma wywrzeć na nich jakiś pozytywny wpływ, to musi to być ktoś, kto potrafi do nich dotrzeć, znać ich, być dla nich autentyczny. Podobno jako Firma w pewnym momencie dostaliście niepisany zakaz grania w więzieniach… Tak. Ale dziś dyrektor zakładu karnego mówi mi, że puścił moją płytę swojemu ojcu, a ten ze łzami w oczach powiedział, że nie wiedział, że tego doczeka. A nie jest tak, że z rapera, który powinien wyrażać siebie, przeradzasz się w nauczyciela? Nie popadasz w nadmierną dydaktykę, nie skupiasz się za bardzo na niesieniu „kaganka oświaty”? Przecież wyrażam siebie, swoje emocje, swoje lektury, swoje fascynacje. A jeśli kogoś jestem w stanie nimi zarazić, to świetnie. Jak choćby nauczycielkę historii, która dowiedziała się dzięki mojej płycie o rotmistrzu Pileckim i zaczęła o nim uczyć. Z całym szacunkiem, ale z tego wynika, że nie powinna uczyć historii… To twoja ocena. Ale chyba lepiej jeśli ona teraz nadrobi braki i przekaże wiedzę uczniom, niż jeśli w szkołach będą tylko tacy nauczyciele, którzy do końca życia będą uczyć historii w stylu PRL, albo nie będą uczyć jej wcale, do czego przecież polska szkoła zmierza. Dużo jest osób takich, które „dowiedziały się” dzięki tobie? Statystyk nie prowadzę, ale kiedy na przykład małolat mi dziękuje, mówi, że dzięki mnie odkrył nowe zainteresowania i napisał pracę z polskiego, to jest to ogromna satysfakcja. I to się zdarza.

Artykuły z tej samej kategorii

Kontusz i sukmana

Kwestia chłopów i ich miejsca w dziejach niedawno stała się popularnym tematem, zarówno na popularnonaukowych portalach, jak i pośród...

Odległe korzenie wojny na Ukrainie

Jakie wydarzenia kształtowały losy Rosji i Ukrainy na przestrzeni lat? Jak XVII-wieczna ugoda wpłynęła na krajobraz geopolityczy? Dowiedz się,...

Kobiety smutnego grudnia

Grudzień 1981. Jakich działaczy antykomunistycznych znasz? Oprócz mężczyzn, ile bohaterek stanu wojenngo potrafisz wymienić? Odkryj historie kilku niezwykłych kobiet,...