Czy szkoła rzeczywiście wychowuje?
Czy obecny system edukacji naprawdę spełnia swoje zadanie? 🤔Zobacz, jakie wyzwania stoją przed dzisiejszymi szkołami i dlaczego warto zadbać...
Jak na bramkarza warunki miał wręcz idealne: 185 cm wzrostu, ręce długie, że sznurówki może na baczność wiązać. Furory w „Czarnych Jasło” jednak nie zrobił, choć trenował całą dekadę. – Nie był wielkim talentem, ale wyróżniał się obowiązkowością – podkreśla po latach były trener Jarosława Gowina. Sam zainteresowany tłumaczy dyplomatycznie, że karierę sportową skutecznie przekreśliła kontuzja kolana. Choć jest rodowitym krakusem, to dzieciństwo i młodość spędził w Jaśle, 40-tysięcznym miasteczku na styku Małopolski i Podkarpacia. Tam ukończył szkołę podstawową oraz I Liceum im. Stanisława Leszczyńskiego. Samokrytycznie podkreśla, że uczniem był raczej słabym. I w chwili szczerości Gowin dodał: – Najmocniej określiły mnie dwa doświadczenia: poczucie bycia człowiekiem z prowincji i doświadczenie biedy. Ku zaskoczeniu ojca, ale może w ramach leczenia się z „prowincji” i chęci odmiany losu, wybrał elitarne studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dziś to wydaje się nieprawdopodobne, ale musicie uwierzyć, że na początku lat 80. (głęboka „komuna”, stan wojenny) filozofia na UJ-ocie to był prestiż, a elitarność wydziału przejawiała się między innymi tym, że przyjmowano… 10 osób (!) na pierwszy rok studiów (a chętnych było mniej więcej tyle, ile dziś na kierunki IT na polibudach). Pracę magisterską pisał z twórczości José Ortegi y Gasseta, przy doktorskiej – napisanej już w wolnej Polsce – sięgnął po bliższe inspiracje: „Kościół w czasach wolności 1989–1999”. Nie krył przy tym, że do takiego wyboru zainspirowała go znajomość oraz osobowość ks. Józefa Tischnera. Po przełomie 1989 roku zaczął wsiąkać w filozoficzno-intelektualny „krakówek”. Był sekretarzem, a potem – w latach 1995-2005 redaktorem naczelnym miesięcznika „Znak”. Miał swoją stałą rubrykę w „Tygodniku Powszechnym” i czas na pisanie książek, zwłaszcza tych dotyczących rozterek polskiego Kościoła w okresie przemian ustrojowych i społecznych. Co ważne z racji funkcji, jaka mu przypadła teraz, Jarosław Gowin był współtwórcą i od 2003 do 2011 rektorem krakowskiej (niepublicznej) Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera, która istnieje i kształci do dziś. Miała to być (niczym brytyjski Cambridge) kuźnia przyszłych polskich elit, a jak wyszło i wygląda to teraz, nie nam już oceniać. Aktywna polityka pojawiła się w jego życiu dokładnie 10 lat temu. Wtedy to przy poparciu Platformy Obywatelskiej został wybrany na senatora. Dzisiaj można powiedzieć, że bardziej cieszy się zaufaniem wyborców niż sympatią wśród kolegów-polityków. Nie pije, nie pali, nie imprezuje, typ samotnika i w dodatku krakowski konserwatysta. Z takiej osobowości naprawdę trudno wyrzeźbić „brata-łatę” i kompana do wieczornych „Polaków rozmów”. Gowin już raz był ministrem – przez półtora roku kierował resortem sprawiedliwości (2011-2013) jako pierwszy w historii nie-prawnik. I było to ministrowanie huczne. Zderegulował, czyli uczynił bardziej otwarty dostęp do ponad 200 zawodów (prawniczych, finansowych, etc.). Niektórzy, dokonane przez niego zmiany przełożyli na ok. 0,5 proc. wzrostu gospodarczego Polski (PKB) rocznie. Teraz, władzę będzie miał jeszcze większą, bo nigdy dotąd minister odpowiedzialny za naukę i szkolnictwo wyższe nie był zarazem wicepremierem. – Moje motto życiowe jest w moim nazwisku, dla utrudnienia zakodowane w języku angielskim. „Go! Win!” – powiedział kiedyś. „Go” już jest, a czy będzie „Win” i dla kogo?