“Byłem, można powiedzieć, takim omnibusem”
Legenda polskiej piłki nożnej - trener Jacek Gmoch opowiada o swojej historii. Co zakończyło jego karierę piłkarską? Jak stał...
Marcin Wojciechowski od lat prezentuje na antenie Radia Zet najgorętsze przeboje muzyki pop. Dał się poznać jako dziennikarz szczególnie ceniący sobie kontakt ze słuchaczami. Jak sam uważa – to właśnie muzyka stanowi tło jego życia, zaś możliwość dzielenia się nią z innymi postrzega jako coś pięknego.
Zaprosiłbym Freddiego Mercury’ego i wniósł mu do studia potężny, pachnący sękacz podlaski z setką wbitych świeczek.
Marcin Wojciechowski: Zacząłem bardzo wcześnie, nie wiedziałem chyba nawet, co to takiego dziennikarstwo muzyczne. Wiedziałem, że jest radio, że ktoś tam mówi, puszcza piosenki, a po drugiej stronie ktoś tego słucha. Ktoś, kto pewnie nigdy mnie nie widział, a jednak słucha. Fascynujące do dzisiaj. W połączeniu z pasją, jaką była muzyka, wczuwanie się w teksty, odczuwanie dreszczy po wysłuchaniu niektórych fragmentów, byliśmy z radiem na siebie skazani. Lubiłem opowiadać o tych piosenkach.
Bez chwili namysłu odpowiem, że byłaby to rola strażaka.
Oczywiście, to był luty 1999 r., późna, zimna i mokra noc z piątku na sobotę. Radio 5 w Suwałkach. Miałem poskładać tylko płyty, po to tam trafiłem, żeby tylko popatrzeć. W małych firmach i stacjach, w których właściciel jest na miejscu, od decyzji do realizacji jest krótsza droga niż w korporacji. To ich duża przewaga. Skorzystałem. Nie pamiętam dokładnie, w jakich okolicznościach, dlaczego ktoś wpuścił mnie na antenę, ale na godzinę przed północą dowiedziałem się, że za godzinę siadam i prowadzę nocny program. Pierwszą zapowiedzianą przeze mnie piosenką była Lawa Małgorzaty Ostrowskiej z jej pierwszej solowej płyty. Do dzisiaj, słysząc Tytusa Wojnowicza grającego na oboju w tym utworze, przypominam sobie pięknie początki.
Chyba za to, że mogę do niej przyjść w powyciąganej koszulce albo luźnych spodniach i pić kawę albo rozmawiać z ludźmi, zapowiadać muzykę, reagować na bieżąco na głosy słuchaczy. Czasami staram się ich pocieszyć, jeżeli tego potrzebują. Radio nigdy nie było dla mnie pracą od-do. To jest pewien styl życia, praca w weekendy, święta, czasami w nocy, czasami w terenie. To ciągłe dzielenie się częścią siebie i czerpanie z innych. Do tego kręci mnie, że się sam realizuję, miksuję piosenki, jingle, całą oprawę. Nie jestem w stanie się tym zmęczyć.
Przeprowadziłem na antenie tysiące rozmów. Kiedyś, jako młody facet, wiele trudnych rozmów ze słuchaczami radia TOK FM na antenie. Mam masę anegdot, ale większość nie nadaje się do publikacji.
Takie same, jak każdy inny dziennikarz. Rzetelność, odpowiedzialność, ciekawość, odwagę. Radiowiec powinien mieć przyjemny głos, ale nie zatrzymujący, nie skupiający za bardzo na sobie.
Tak, bardzo lubiłem Marka Niedźwieckiego, za jakość, słowo i poczucie humoru. Duże wrażenie robiła na mnie Monika Król, obecnie z Radia Supernova, za śmiech, naturalność i spostrzeżenia. Lubiłem dziennikarzy lokalnych stacji.
Oczywiście „Lista Przebojów Programu Trzeciego”, od dziecka w sobotnie, a później piątkowe wieczory, do matury regularnie słuchałem „Listy”, Lubiłem Radio ZET lat 90. Chciałem tam pracować, odpowiadał mi taki sposób robienia radia, dobra informacja, publicystyka, kultura i naturalni, ale nie próbujący mnie na siłę rozśmieszyć prowadzący. Lubiłem też audycje w lokalnych stacjach. Do niektórych nawet dzwoniłem.
Czasowe (uśmiech). Pop się zmienia. Dostosowuje się do tempa życia. Dzisiaj piosenka powinna wciągać od pierwszych sekund, mniej jest miejsca na wydłużone intro. W serwisach streamingowych nudną piosenkę przesuwamy palcem o minutę, jak nudzi dalej, rezygnujemy i szukamy czegoś innego. Stację niestety też zmienia się jednym guzikiem. Muzyka musi więc wciągać po jednej nutce. Co do gatunków, to zawsze była muzyka tzw. dobra i zapychacze. Moim zdaniem zmieniły się nieco proporcje, dzisiaj więcej jest prostych, popowych produkcji z wyraźną melodią, dobrym wokalem. Sprzęt i dobre oprogramowanie pomagają muzykom tworzyć przeboje idealne. Mało kto pamięta te piosenki po trzech miesiącach, ale brzmią nowocześnie, światowo, są po angielsku.
Brakuje mi dzisiaj szczerości w muzyce, mówię o tej popularnej. Brakuje mi może więcej emocji i nie mówię tu o rozbijaniu głosem szklanek w meblościankach jak Celine Dion, tylko brakuje mi prostoty przekazu, prawdziwości, pewnej elastyczności na scenie i w działaniu muzycznym, czyli po prostu uczciwości wobec odbiorcy, a nie tylko wobec managementu czy wytwórni. Cenię artystów, którzy potrafią nagrać dobry, radiowy numer, a później za zarobione pieniądze tworzą projekty alternatywne.
Kiedyś byłem mocno popowy, dojrzewałem z MTV, a zasłuchiwałem się w najlepszych w tym gatunku, czyli Madonnie, Michaelu Jacksonie, Annie Lennox, Whitney Houston, Eltonie Johnie. Dzisiaj nadal lubię dobry pop, ale często sięgam po alternatywę, eksperymenty. To się zmiana z wiekiem.
Michael Jackson, 20 września 1996 r., Warszawa Bemowo. Pierwszy w życiu taki koncert. Miałem 15 lat i po zakończeniu byłem tak podekscytowany, że nie mogłem trzymać się na nogach. Dlaczego? Przecież mój idol śpiewa w Warszawie.
Poszedłbym na koncert niektórych nieżyjących gwiazd i w mocny, wyraźny sposób zamanifestował wsparcie w trudnych chwilach, które często doprowadziły ich później do śmierci.
Cały K-Pop jest dla mnie jedną wielką zagadką. Jeżeli chodzi o konkret, to PSY i Gangnam Style. Do dzisiaj nie rozumiem, co ludzi w tym urzekło.
Czasami sięgam po biografie, więc mnie to cieszy. Dzięki tym filmom kolejne pokolenia poznają muzykę, która może być inspiracją; akurat wspomniani przez Pana artyści to dobre przykłady. Elton właśnie wydaje płytę z największymi artystami pop młodego pokolenia, jego wielki powrót na listy przebojów to pokłosie właśnie filmu Rocketman. Muzyka Queen też wciąż żyje, niebawem trzydziesta rocznica odejścia Freddiego Mercury’ego. Muzycy tacy jak Elton czy Freddie to niekończące się źródło inspiracji, jak widać nie tylko dla muzyków.
Skoro powstają, radia to grają, w sieci się klika, to widocznie ma sens, przynajmniej ekonomiczny. Czasami, słysząc po raz pierwszy kolejną, taneczną przeróbkę numeru, przy którym liczyłem gwiazdy, odczuwam pewien dysonans. Myślę, że finalnie nagrywanie kolejnych coverów zachęca często do sięgnięcia po oryginał, w każdym razie mam nadzieję, że tak jest. Jeżeli nie, to zapraszam do radia, każdy powód zagrania dobrej piosenki jest mile widziany.
Nie jestem. Mam sporo płyt, singli, których nie można kupić, to może mieć wartość kolekcjonerską. Sprawdzenie tego wymagałoby czasochłonnego przeglądania archiwum aukcji czy transakcji w serwisach dla kolekcjonerów.
Yebba, Dawn.
Czekam na reedycję The Slow Rush Tame Impali z remixami, zapowiada się dobrze. Czekam na nowego Bruno Marsa, Adele, Stinga. Jest trochę tych płyt, z bardzo różnych nurtów. Nauczyłem się, że artystów się nie pogania.
No właśnie z tymi podróżami to nie jest jakoś tak, że je lubię. Lubię przemieszczać się po Polsce, spontanicznie, coś zobaczyć, poczuć klimat miejsca, zjeść coś lokalnego, choć bywa to trudne. Kiedyś pokochałem Nowy Jork i wracam tam przy każdej możliwej okazji, czekam na otwarcie granicy i polecę tam w pierwszym możliwym terminie. Lubię Nowy Jork za nocne życie, sklepy z płytami, bary, ludzi.
Zaprosiłbym Freddiego Mercury’ego i wniósł mu do studia potężny, pachnący sękacz podlaski z setką wbitych świeczek.
Wyskoczę na Mazury, przejdę się po lesie, wyśpię się porządnie i upiekę babkę ziemniaczaną.
fot. chillizet.pl