W pułapce dwójmyślenia
Czy to, co uważamy za prawdę, rzeczywiście nią jest? 🗣 Czy nie zagubiliśmy się w wygodnym światku gotowych poglądów...
Sztuka jest owocem osobowości i zdolności artysty oraz jego bycia w świecie. Otoczenie w którym przebywa ma znaczenie. Taką przestrzenią doświadczenia jest miasto ze swoją atmosferą i stylem życia. Warszawa, Kraków, Lwów, Zakopane – kamienice, wille, kawiarnie, salony, gmachy, teatry i kościoły – to ośrodki młodopolskiej kultury. Ich rolą było tworzyć wspólnotę w miejsce alienacji.
Kraków, dawna stolica z żywą pamięcią epok świetności Piastów i Jagiellonów, licznymi zabytkami, kryptami królewskimi, cennymi pamiątkami, był jak doskonale wyposażony narodowy antykwariat. Jakby muzeum gromadzące i konserwujące zbiory kultury, sztuki, nauki i udostępniające je publiczności. Tadeusz Boy-Żeleński pisał: „ciche to wówczas miasto stało się Mekką, gdzie Polacy z innych dzielnic «krzepili ducha» Matejką, Muzeum Narodowym, «Kościuszką pod Racławicami» i wszelkim patriotycznym repertuarem”.
Na przełomie wieków Kraków stał się artystowski, przodujący, nowatorski i postępowy stawiając formę dzieła sztuki nad treścią. W tym samym czasie Warszawa przejawiała tendencje społecznikowskie i tradycjonalistyczne. Mierząc się z uciemiężeniem rosyjskiego zaboru wykształciła nowy nurt niepodległościowy. Te dwa miasta, rozdzielone granicą, rozwijały się w dwóch różnych światach: tu krakowska awangarda, tam warszawska zachowawczość. Ale, jak pisze Boy, przyszedł czas, że także „Kraków wchodził pod znak Wyspiańskiego, a z nim sztuka wracała – ale jakże odnowiona – w służbę zagadnień narodowych”.
Czy sztuka czemuś służy? Czy ma być autoteliczna – będąca celem samym w sobie? Artyści polscy zadawali sobie pytanie czy mają szczególne powinności wynikające z przynależności do narodu pozbawionego państwa, czy też ich twórczość może lokować się poza marzeniami żywionymi przez własną wspólnotę? Te dwa bieguny „służebności” i „niezależności” sztuki, były punktem odniesienia dla każdego w tym pokoleniu.
Z jednej strony był Kazimierz Tetmajer, dla którego „Pieśń moja stała się dziś pieśnią / wyłącznie tylko moją własną; / nie dbam, czy gdzie się ucieleśnią / tak czy inaczej w czyjem młodem / sercu te słowa, które w wodę-m / rzucał – niech płyną lub zagasną”. Jak i Stanisław Przybyszewski: „Sztuka nie ma żadnego celu, jest celem sama w sobie, absolutem, bo jest odbiciem absolutu – duszy”.
Piotr Chmielowski u schyłku XIX w. diagnozował ten nadal aktualny problem: „niestety, widzieliśmy i takich, co pod pokrywą szukania dróg nowych w sztuce, pod pozorem oddania się twórczej sile bez żadnego podziału, przyczyniają się do zobojętnienia umysłów na sprawy i zadania społeczno-narodowe, na obowiązki wszelkie względem ludzi, przyczyniają się do sproszkowania społeczeństwa na luzem chodzące jednostki, wmawiając w nie, że jedynym obowiązkiem jest obowiązek względem siebie samego, względem rozwinięcia swego umysłu, a głównie względem nasycenia swoich instynktów”.
Z drugiej strony Jacek Malczewski uczył studentów: „Malujcie tak, by Polska zmartwychwstała”. I stwierdzał: „gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą”. Wyspiański zdaniem Boya „pojmując swoją działalność jako najwyższą służbę narodowi, nie dopuszczał jednak najmniejszego odstępstwa od czystości samej sztuki”. Zatem najlepiej jeśli dzieło z myślą o dobru wspólnym tworzy geniusz. Powinno ono być doskonałe tak dalece, by spełniało swoją rolę.
Nawet największy młodopolski skandalista Przybyszewski pisał w słynnym manifeście Confiteor, że choć artysta „nie należy do narodu”, to zarazem „głupią niedorzecznością zarzucać artyście w naszem pojęciu beznarodowość, bo w nim najsilniej przejawia się istotny, wewnętrzny duch narodu, on jest tym mistycznym Królem-Duchem”. A nadto „Naród to cząstka wieczności i w nim tkwią korzenie artysty, z niego z ziemi rodzinnej ciągnie artysta najżywotniejszą swą siłę. W narodzie tkwi artysta, ale nie w jego polityce, nie w jego zewnętrznych przemianach, tylko w tym, co jest w narodzie wiecznym: jego odrębności od wszystkich innych narodów”.
Cóż zatem? Sztuka nie może być zadaniowana przez naród, ale może być odwrotnie. Najwięksi w dziejach wieszczowie jak Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Matejko, Wyspiański, Norwid, to właśnie czynili, wyznaczali nam jako narodowi cele i wzbudzali aspiracje.