Jak nakarmić wilka i mieć owce w całości?
O dylemacie mieszkaniowym, spekulacji i jej wpływie społecznym. Temat nieruchomości pobudza zmysły opinii publicznej już kolejne miesiące, rodząc przy tym skrajne...
Był lipiec 2007 roku. Ceny akcji na giełdzie w Warszawie,które od dłuższego czasu pięły się systematycznie w górę, zaczęły gwałtownie spadać. O nadchodzącym kryzysie nikt jeszcze nie śnił. Tymczasem giełda zaliczała spadki i tylko niektórzy wiedzieli dlaczego.
Giełda wyprzedza trendy
Dane, jakie napływały z gospodarki były ogólnie rzecz biorąc dobre i nie wskazywały na nic, co mogłoby budzić niepokój. Wręcz przeciwnie – można z nich było wnioskować, że rynki są w świetnej kondycji, a perspektywy jakie się przed nimi rysują są optymistyczne. Tak było zresztą jeszcze przez kilka miesięcy zanim na dobre zaczął się zjazd. Wytrawni giełdowi gracze wiedzieli jednak wcześniej – nadciąga huragan, czas się przygotować na kryzys… Skąd wiedzieli? Nie ze szklanej kuli, tylko właśnie z tego, co wcześniej pokazała im giełda.
Nie bez racji mówi się, że giełda jest barometrem gospodarki. Badania i obserwacje ekonomistów potwierdzają, że giełda co najmniej z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem pokazuje trendy, które rysują się w gospodarce.
Wiadomo przecież, że gospodarka nie rozwija się jednostajnie ale w cyklach. Podobne trendy widać na giełdzie. Gdyby porównać trend nominalnego PKB (w złotych) w długim terminie, to można zauważyć, że prawie idealnie pokrywa się on z trendem indeksu giełdowego – WIG (w punktach). Oznacza to, że wzrost gospodarczy jest odzwierciedlany w tempie wzrostu WIG. Istnieje więc empiryczny dowód, że występuje zależność pomiędzy gospodarką a rynkiem akcji.
Innymi słowy – parkiet działa trochę tak jak ból gardła przed ostrym przeziębieniem. Kiedy się tylko pojawia, od razu wiemy – lada dzień się rozchorujemy. Czas na syrop i aspirynę. Czy jest w tym cokolwiek z czarów? Nic podobnego. W gruncie rzeczy wynika to z dość prostych praw, jakimi rządzi się gospodarka.
Informacja, analiza i wnioski
Ci, którzy inwestują pieniądze na giełdzie, obserwują rynek bardziej uważnie niż pozostali. Z oczywistych względów starają się przewidzieć co się stanie, zastanawiają się jak decyzje polityków – czy nawet pogoda – wpłyną na prowadzeniu biznesu, w którym ulokowali pieniądze. A w konsekwencji – na całokształt gospodarki.
Na firmy wpływa bowiem wiele czynników zewnętrznych. Im lepsza koniunktura gospodarcza – im więcej kupujemy różnych dóbr, tym przedsiębiorstwa mogą więcej sprzedawać i stosować wyższe marże na produktach. Wszyscy to wiemy. To z kolei przekłada się na lepsze wyniki finansowe przedsiębiorstw i na wyższą dywidendę wypłacaną akcjonariuszom. To zachęca inwestorów do kupowania akcji a zwiększony popyt na akcje oznacza ich wyższą cenę.
Załóżmy, że gospodarka ma się świetnie a lato w tym roku zapowiada się długie i gorące. Inwestor, który zainwestował pieniądze w akcje producenta lodów – firmę „X”, uważnie śledzi jej poczynania. Wie, że firma ma stałe zamówienia. Ale wie również, że lato będzie długie i gorące. Innymi słowy – firma sprzeda więcej swoich wyrobów i odnotuje sezonowy wzrost konsumpcji. Co w tej sytuacji powinien zrobić inwestor? Kupować akcje. Ale chyba się domyślacie, co powinien zrobić inwestor kiedy lato zapowiada się krótkie i zimne…
Na giełdzie wiedzą z wyprzedzeniem
Weźmy inny przykład. Hipotetyczny inwestor firmy „Y” dowiaduje się z informacji opublikowanych przez spółkę, że firma podpisze duży i korzystny kontrakt. Co robi nasz inwestor? Kupuje akcje. Giełda natychmiast odnotowuje wzrost kursu akcji firmy „Y”. Kolejni inwestorzy zaczynają się uważnie przyglądać. Odkrywają, że będzie nowy kontrakt i też kupują akcje. I znów kurs akcji wzrasta. Tak uruchamia się cały mechanizm…
Okazuje się, że nasza firma zaciągnęła w banku spory kredyt pod nowy kontrakt. Bank, który jest notowany na giełdzie odnotowuje wzrost kursu akcji. Inwestorzy, którzy obserwowali rynek i dane płynące z firmy, zaczęli kupować udziały bo wiedzą, że kurs akcji będzie wzrastał, a wyniki finansowe banku zapowiadają się powyżej oczekiwań, więc i dywidenda ma szansę być solidna.
Ale scenariusz może też być inny. Firma „Y” nie wywiązała się ze zobowiązań i kontrakt został zerwany. Zaciągnięty kredyt w banku przestaje być spłacany, co rodzi reperkusje dla innych firm… Rusza cała lawina. Wszyscy szukają oszczędności – tną koszty podstawowe, zwalniają pracowników. W kłopoty popada coraz więcej przedsiębiorstw. Bo przecież mniej pieniędzy w portfelach, tym mniejszy ruch w sklepach, a z czasem i mniej zamówień dla producentów. Czyli możliwe zwolnienia. Tak zaczyna się spowolnienie. Zanim się uwidoczni i odczują je zwykli ludzie, proces trwa kilka miesięcy. Giełda reaguje wcześniej. Dlatego ci, którzy ją obserwują, wiedzą z wyprzedzeniem kiedy nadchodzą gorsze czasy.
System naczyń połączonych
Na pocieszenie – ważna informacja dla przyszłych inwestorów. Wiadomo, że jak coś spadnie tak nisko, że już niżej nie może, odbija się od dna i zaczyna iść w górę. Tak samo jest z gospodarką. I tu giełda też reaguje szybciej. Gdy inwestor „Z” dowiaduje się, że firma notowana na giełdzie ma szansę na lukratywny kontrakt, kupuje akcje licząc na zyski. Kurs zaczyna iść w górę, kupują kolejni gracze, mechanizm się nakręca… Firma zdobywa kontrakt, zatrudnia ludzi, ci mają więcej pieniędzy, zaczynają kupować… I tak dalej…
Giełda to nie tylko miejsce, gdzie się sprzedaje i kupuje akcje. Tak naprawdę gospodarka to system naczyń połączonych. A giełda jest w nim jednym z bardzo istotnych elementów i warto umieć interpretować informacje, jakie nam dostarcza.
Czym jest cykl koniunkturalny i jak analitycy przewidują ruch na giełdzie? Czytaj Magazyn Koncept.