Stąd jestem
Felieton Wiktora Świetlika ,,Stąd jestem'' - w poszukiwaniu dziedzictwa i tożsamości.
W ostatnim czasie wyjątkowo mocno opinię publiczną rozgrzewa temat sztucznej inteligencji. Jak to zwykle bywa w przypadku innowacji, zagadnienie to w relatywnie silny sposób polaryzuje społeczeństwo. Z jednej strony nie brak zachwytów nad możliwościami, które może przynieść rozwój technologii.
Jednocześnie nie można zaprzeczyć, iż po drugiej stronie barykady znajdują się osoby wyrażające swoje zaniepokojenie, które płynie z obawy przed tym w jaki sposób zachodzące zmiany wpłyną na nasze życie. Ciężko odmówić racji którejkolwiek ze stron.
Brytyjski pisarz David Mitchell w swojej głośnej powieści Atlas chmur napisał – „Wszystkie rewolucje są mrzonkami chorej wyobraźni, dopóki do nich nie dojdzie; potem stają się nieuniknioną historyczną koniecznością”. Czy zatem dziś powinniśmy się raczej cieszyć, czy obawiać rewolucji, której jesteśmy świadkami?
Drake i The Weeknd a otwarte wyrażanie uczuć
Sztuczna inteligencja, a więc dziedzina zgrabnie określana skrótem AI (zaczerpniętym od angielskiego wyrażenia Artificial Intelligence), w niezwykle bezczelny sposób zaczęła wpływać na sferę kultury – zdawałoby się sferę nierozerwalnie związaną z ludzkimi emocjami. Mam na myśli muzykę. Niedawno przecież doszło do niemałego zamieszania, związanego z pojawieniem się w sieci utworu Heart On My Sleeve. W kompozycji, którą udostępnił użytkownik o nicku Ghostwriter można było usłyszeć głosy dwóch kanadyjskich artystów – rapera Drake’a oraz wokalisty The Weeknda. W rzeczywistości Panowie nie spotkali się w studiu – piosenka została stworzona przez sztuczną inteligencję. Przerażające jest to, iż warstwa tekstowa, która zawierała mocno spersonalizowane aluzje do byłej partnerki drugiego z artystów (Seleny Gomez) oraz szereg odniesień do miłości, zdrady, czy pieniędzy była w całości rezultatem operacji komputerowych. Utwór, który w serwisach streamingowych notował coraz większą liczbę odtworzeń, finalnie musiał zostać usunięty z wszystkich platform. Sytuacja ta wywołała burzę medialną – związaną z prawami autorskimi – oraz rozpoczęła kolejną dyskusję na temat wpływu sztucznej inteligencji na muzykę. Smaczku dodaje fakt, iż tytuł piosenki w wolnym tłumaczeniu oznacza otwartość w wyrażaniu uczuć – ale czy aby na pewno ludzkich?
Chat GPT i esej na temat Wieloryba
Chat GPT, który wypłynął w ostatnim czasie, stanowi kolejny przykład technologii opartej na sztucznej inteligencji. Dotyczące go tematy nie schodzą z ust wielu osób, nie tylko tych związanych ze światem nauki, innowacji, czy mediów. Pewien czas temu byłem świadkiem rozmowy kilku studentów – młodzi ludzie dyskutowali głośno, w przestrzeni publicznej, na temat eseju, który miał stanowić formę zaliczenia ich przedmiotu na uczelni. Okazało się, że ich ożywiona rozmowa na temat wspomnianej pracy pisemnej nie skupiała się na literaturze przedmiotu potrzebnej do napisania rzetelnego tekstu, tegoż stylistyki czy poprawnej formy językowej. Dotyczyła za to instrukcji, w jaki sposób wykorzystać do tego chat GPT. O ile rozwój technologiczny ułatwia nam niewątpliwie pracę w wielu obszarach, to w tym przypadku miałem spore wątpliwości natury moralnej. Czy zastosowanie tego narzędzia przy pisaniu pracy zaliczeniowej jest uczciwe? W moim rozumieniu esej ma przecież stanowić odbicie naszych przemyśleń, wysiłku intelektualnego i zaangażowania. Podstawowe pytanie brzmi – czy w takim przypadku to na pewno tekst, pod którym można podpisać się swoim imieniem i nazwiskiem? Moim zdaniem – nie.
Przemyślenie to stanowi także pochodną rozważań, które naszły mnie po obejrzeniu filmu Darrena Aronofsky’ego, pt. Wieloryb – z, notabene, spektakularną, oskarową rolą Brendana Frasera. To właśnie esej stanowi jeden z najważniejszych motywów obrazu, a konkretniej tekst odnoszący się do powieści amerykańskiego pisarza Hermana Melville’a – Moby Dick albo Wieloryb. Borykający się z otyłością i kumulacją wielu dramatów główny bohater Charlie jest także nauczycielem kreatywnego pisania. Nigdy jednak podczas zajęć online prowadzonych ze swojego domu nie uruchamia kamery swojego komputera. Mur wstydu i pogardy względem swojej fizyczności nie pozwala mu bowiem ukazać swojego wizerunku. Nie zmienia to jednak faktu, iż z głębokim zaangażowaniem stara się wymóc na studentach pragnienie przelewania na papier swoich osobistych emocji i spostrzeżeń dotyczących świata. W jego nauczycielskiej misji możemy dostrzec głęboko zakorzenione pragnienie wydobycia z człowieka prawdziwych pokładów mądrości i wewnętrznego piękna – odbicia duszy. I choć w dramacie Aronofsky’ego możemy odszukać o wiele więcej aspektów związanych z tragiczną historią głównej postaci, to właśnie zwrócenie uwagi na niezwykłość płynącą z indywidualizmu człowieka stanowi w moim odczuciu jeden z głównych walorów scenariusza filmu. Bogactwo tkwiące w emocjach, przemyśleniach, odczuciach – a więc piękno wewnętrzne – stanowi prawdziwą wartość jednostki. Dlatego właśnie mam nadzieję, że jest to tym samym obszar, którego nigdy nie będzie w stanie wyprzeć żadne narzędzie związane ze sztuczną inteligencją.
„We will rock you” – dlaczego rock and roll nie umarł?
Poruszany przeze mnie problem dostrzegłem także w trakcie podziwiania znakomitego musicalu „We will rock you”, który zaprezentowano ostatnio na deskach warszawskiego Teatru Muzycznego Roma. W tym właśnie spektaklu nasz świat jest przedstawiony jako iPlaneta zarządzana w całości przez potężną korporacyjną machinę. W tej orwellowskiej rzeczywistości nawet posiadanie instrumentów muzycznych stanowi poważną zbrodnię przeciw systemowi. Muzyka bowiem jest utożsamiania z wyraźnie niepożądanym indywidualizmem. W moim odczuciu stanowi to czytelne odniesienie do tego, w jakim kierunku zmierza nasz świat. Przedstawieni w spektaklu, aczkolwiek nieliczni, buntownicy kultywujący w tajemnicy pamięć i miłość do muzyki rockowej, dają jednak nadzieję, że nie każdy zdoła się poddać indoktrynacji. Patronem tej nielicznej grupy jest legendarny Freddie Mercury – a więc symbol artystycznej wolności. Nadzieję rebeliantom daje pojawienie się – Galileo oraz Scaramouche – przedstawicieli młodego pokolenia, którym w duszy gra rock and roll. Tylko oni mogą zmienić zaprogramowaną rzeczywistość.
Według mnie wiele aspektów tego fantastycznego musicalu odnosi się wprost do tego, o czym pisał , a także mówił w swoich audycjach, p. Tomasz Beksiński (felieton Fin de siècle) – mianowicie pisał on o tym do czego prowadzi nadchodząca cyfryzacja świata (w tym cyfryzacja muzyki). Właściwie to wszystko w pewnym sensie dzieje się już od relatywnie długiego czasu. Wielu internetowych, social-mediowych „przyjaciół” zastępuje nam realnie nawiązywanie przyjaźnie. Dziś coraz częściej wybieramy kontakt online zamiast spotkania się z kimś na żywo. Postępujący wyścig za sukcesem i rozwojem nierzadko zabiera nam czas, który moglibyśmy wykorzystać do tego, by cieszyć się chwilą. Wyzbycie się własnej tożsamości w rozlewającej się farbie korporacyjnej jednakowości, skrzętnie uszeregowanie nas poprzez pracowniczy numer i adresem e-mail – to także kolejne przykłady tłamszenia naszego indywidualizmu. Wreszcie coraz częściej dostrzegalny staje się brak emocji w muzyce, będącej przecież jednym z największych przykładów dorobku kulturowego cywilizacji. Moim zdaniem są to kolejne efekty złego wykorzystywania narzędzi związanych z nową technologią.
Nie powinniśmy zapominać o tym, że to muzyka od niepamiętnych czasów wpływa na ludzką psychikę i niczym papierek lakmusowy obrazuje społeczne nastroje. Oznacza to, że człowiek i jego emocje powinny stanowić najważniejszy element procesu tworzenia. We will rock you to opowieść o nas samych i naszych muzycznych bohaterach, którzy potrafili tworzyć utwory obrazujące nasze własne uczucia – często takie które towarzyszą nam przez całe życie.
Czy jednak muzykę, wiersze, obrazy, dzieła filmowe w całości będą tworzyć za nas roboty? Głęboko wierzę w to, że prawdziwa sztuka przetrwa wszystko. Podobnie jak rebelianci ukazani w spektaklu nadzieję upatruję w nas samych. Choć Freddie umarł, jego duch został zaklęty w muzyce, nadal jest z nami obecny. Wspomnienia z czasów gdy po raz pierwszy poznawaliśmy muzykę ukochanego artysty sprawiają, że do dziś słuchanie pewnych piosenek przyspiesza bicie naszego serca. A tego nie jest w stanie odtworzyć żaden program. Sentyment, wspomnienia i marzenia nie mają przecież algorytmu. Sztuczna inteligencja nie potrafi odtworzyć tego co najważniejsze w człowieku – jego wyjątkowości. Dlatego tak mocno zwracał na nią uwagę bohater filmu Wieloryb. Każdy człowiek stanowi przecież bezcenną kumulację osobistych doświadczeń i emocji. To dlatego jesteśmy tak niezwykli – każdy z nas potrafi przecież opisać zupełnie inaczej ten sam zachód słońca.