Portret polskich kierowców
Jak wygląda portret polskich kierowców? 🚘 Czy potrafimy zachować wysoką kulturę jazdy na drodze? Czy pośpiech i chęć rozpędu...
Kiedyś to było lepiej! To jedno z najczęściej wypowiadanych przez rodziców czy też dziadków zdań do szewskiej pasji doprowadza przedstawicieli młodego pokolenia. Początkowo słowa te wzbudzają frustrację, jednak z każdym kolejnym razem stają się niczym nielubiany, ale często emitowany radiowy hit, który trzeba zaakceptować. Dzisiejszy sześciolatek bez najmniejszego problemu potrafi naśladować ruchy lemura, narysować tukana, odróżnić leniwca od oposa i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pingwiny w rzeczywistości nie żyją na Madagaskarze. Niemałym problemem jest jednak dla niego wskazanie, kto jest dzieckiem krowy lub konia, odnalezienie na obrazku kury lub wyjaśnienie, skąd się bierze mleko. Od przyrody bliskiej, która znajduje się na wyciągnięcie ręki i nie ma nic wspólnego z egzotyką, coraz bardziej oddala się współczesny człowiek, który zdecydowanie bardziej od wyjazdu na wieś ceni sobie wakacje na greckiej wyspie, a robiąc cotygodniowe zakupy, znacznie chętniej sięgnie po kiwi lub papaję, aniżeli po jabłko czy śliwkę.
Jeszcze farma czy już ZOO?
Przyroda daleka staje się niesamowicie bliska nawet dla najmłodszych, którzy mają wprawdzie nielimitowany dostęp do kanałów z bajkami, aczkolwiek ich ulubionymi bohaterami nie jest już oswojony Reksio czy łąkowy Krecik, ale zwierzęta, które w Polsce znaleźć można w najlepszym przypadku w ZOO. Coraz częstszym pomysłem ich właścicieli jest przygotowywanie specjalnych wiejskich zagród, w których najmłodsi, zanim wyruszą na spotkanie ze słoniem lub nosorożcem, będą mogli nakarmić kozę lub podejrzeć życie królików. Ekologiczna alienacja dosięga jednak nie tylko przedszkolaków, bowiem studencka znajomość roślinności lub ptaków zasiedlających tereny, na których żyjemy, pozostawia wiele do życzenia. Wujek Google często staje się ostatnią deską ratunku, gdy ze strony młodszego rodzeństwa padają niewygodne pytania dotyczące tego, jak nazywa się chory ptak leżący na tarasie lub do czego wykorzystuje się rośliny rosnące w ogródku.
Współcześnie młodzi ludzie cierpią na deficyt doznań. Przyczyną tego jest towarzyszący im na co dzień nadmiar bodźców. Korzystanie z kilku sprzętów elektronicznych jednocześnie, pobieżne zapoznawanie się z medialnymi informacjami i żonglowanie uwagą nie jest czymś obojętnym dla naszego mózgu, który przestawia się na tryb maksymalnego selekcjonowania informacji i ich upraszczania, odbierając w ten sposób niejako zdolność do krytycznego myślenia. W związku z tym, że na ekranie komputera lub telewizora (dzięki zastosowaniu odpowiednich efektów) nawet przyroda wygląda znacznie bardziej atrakcyjnie, nie mamy już ochoty na korzystanie z naturalnych dobrodziejstw, czego skutkiem jest zespół deficytu natury. To niedawno powstałe pojęcie, na które zwraca uwagę Richard Louv, autor książki „Ostatnie dziecko lasu”, niesie za sobą szereg konsekwencji wynikających z unikania natury. Być może jesteśmy jednym z ostatnich pokoleń, które ma nielimitowany i darmowy dostęp do jezior, gór, łąk czy lasów, stających się z każdym kolejnym dniem obszarem coraz bardziej zagrożonym rychłym zniknięciem z powierzchni Ziemi.
Być może jesteśmy jednym z ostatnich pokoleń, które ma nielimitowany i darmowy dostęp do jezior, gór, łąk czy lasów.
Teoretyczny obóz przetrwania
Rodzice, zaniepokojeni czasem, który dzieci spędzają przed ekranem, zaczynają podejmować kroki związane z ich aktywizacją. Zajęcia terenowe lub obozy przetrwania są jednak w rzeczywistości wierzchołkiem góry lodowej. Opiekunowie odpowiedzialni za latorośle w czasie zajęć na świeżym powietrzu są jednak niejako zmuszani – zarówno przez system, jak i samych rodziców – do tego, aby ich podopiecznym w czasie określonej aktywności nie spadł nawet włos głowy. Próżno więc mówić o poszukiwaczach przygód zdzierających łokcie i kolana w leśnych chaszczach. Poza teoretyzowaniem survivalu drugą zmorą jest kryminalizacja dziecięcej zabawy na łonie natury, czyli dostrzeganie niebezpieczeństw na każdym kroku, które pomimo tego, że w większości istniały także wówczas, gdy dorastali nasi pradziadkowie, to jednak nie były czymś, co brano pod uwagę, gdy dziecko wyruszało na łono natury, uciekając od nudy.
Dzieci z pudełka
Problemem dzieci, które dorastały w szklarniowych warunkach pod bacznym okiem nadopiekuńczych rodziców, jest nieprawidłowe działanie zmysłów. Zaburzona zdolność dostrzegania rzeczywistego ryzyka, przewrażliwienie na punkcie różnych sygnałów prowadzi do tego, że nie umiemy skupić się na przyrodzie, będąc w jej otoczeniu. Tego otoczenia potrzebuje każdy z nas, bowiem już od najdawniejszych czasów niezwykle ceniono prozdrowotne właściwości przebywania w bezpośredniej bliskości środowiska naturalnego. Jak donoszą eksperci, przyroda działa na człowieka niesłychanie uspokajająco i przyspiesza proces rekonwalescencji. Nieustannie rosnące zapotrzebowanie na leki, zwłaszcza antydepresanty oraz te, które przepisuje się dzieciom uznanym za nadpobudliwe, jest jednym ze skutków braku kontaktu z naturą pozwalającą między innymi na obniżenie poziomu stresu. Badacze odkryli również, że obecność zwierząt domowych ma bardzo duży wpływ na przeżywalność i powrót do zdrowia pacjentów po zawale, co pokazuje, że unikanie środowiska naturalnego może dosłownie i bezpośrednio okazać się zabójcze dla człowieka.
Otyłe dziecko, którego ojcem jest KFC, a matką McDonald, nie jest już tylko symbolem pędzącej w pogoni za postępem amerykańskiej rodziny, ale także coraz częstszym widokiem na polskich ulicach. Brak ruchu staje się nie tylko zagrożeniem dla dziecięcego zdrowia fizycznego, ale także psychicznego, bowiem możliwość obcowania z dziką przyrodą i otwartymi przestrzeniami jest niezbędna do tego, aby wyzwalać młodzieńczy potencjał twórczy. Niestety lekcje na świeżym powietrzu wciąż pozostają marzeniem przyszłości większości nauczycieli na każdym szczeblu edukacji. To właśnie dlatego inteligencja przyrodnicza wciąż jest spychana na margines, a dzieci ciekawe świata, próbujące samodzielnie zbierać rozmaite doświadczenia, często otrzymują etykietę nieposłusznych i nadpobudliwych.
Naturalny krajobraz coraz częściej kojarzy nam się z tym, co widzimy przez okno samochodu w czasie podróży, podczas których rzadko znajduje się czas przeznaczony na obcowanie z prawdziwą naturą. O globalnym ociepleniu wiemy znacznie więcej, aniżeli o zagrożeniach związanych z wyginięciem dobrze nam znanych polskich roślin, zaś biologia molekularna coraz bardziej wypycha z uniwersytetów zoologię i jej subdyscypliny. Jeśli ten kryzys środowiskowy, mający źródło przede wszystkim w ludzkiej ignorancji, nie zostanie zahamowany, już za kilkadziesiąt lat populacje dobrze nam znanych zwierząt dramatycznie się skurczą, a ich siedliska zostaną zastąpione kolejnymi betonowymi płytami. Dla dzieci mieszkających w miastach możliwość podglądania leśnych zwierząt będzie jeszcze mniej atrakcyjna niż obecnie, co w połączeniu z niedochodowością tego typu dzikich miejsc, na których nie da się zbyt wiele zarobić, i strachem przed cudami natury, doprowadzi do oddania miejsc niezbędnych do życia w ręce budowniczych centrów wirtualnej rozrywki.
Naturalny krajobraz coraz częściej kojarzy nam się z tym, co widzimy przez okno samochodu w czasie podróży, podczas których rzadko znajduje się czas przeznaczony na obcowanie z prawdziwą naturą.
Pojawiające się niemalże wszędzie hasła ekologów dotyczące obrony planety w pewien sposób znieczuliły nas na to, co dzieje się wokół. Planeta wszakże wciąż pozostaje pojęciem abstrakcyjnym, podobnie jak globalne ocieplenie i katastrofa ekologiczna. Jednakże zagrożone wyginięciem kozice tatrzańskie, które – jak się okazuje – nie są na wieki wpisane w tatrzański krajobraz, dzieci nieodróżniające kury od indyka i nieświadome tego, że mleko nie bierze się ze sklepu, to jednak zagrożenia niezwykle realne, które – jeśli nie poczynimy zdecydowanych kroków w odwrotnym kierunku niż dotychczas – już wkrótce mogą się ziścić.